Fhranka pisze:(...)
Czy Ty myślisz, że jesteś jedna jedyna którą przytłacza ilość kotów do wyskastrowania i wyżywienia? Myślisz że innym koty same wchodzą do klatek, grzecznie potem w nich siedzą w oczekiwaniu na sterylkę, cichutko, żeby nie denerwować wrażliwej pani, a potem same za nią płacą pieniędzmi z komunii?
Prawda jest taka, że karmiłaś i pozwoliłaś się rozmnożyć.
I mało kto miał odwagę zareagować, choć historia ciągnęła się długo.
Gdyby takie rzeczy odwalał ktoś z mniejszym stażem albo nowy, zostałby tu zjedzony. Ciebie tylko klepano po plecach. Tu na miau, gdzie podobno jedną z nadrzędnych wartości jest sprzeciw wobec bezmyślnego rozmnażania.
Co się dzieje z tym forum?
Esencja prawdy w jednym poście.W punkt! Podpisuję się obiema rękami. Pod każdym zdaniem.
Myślę,że jest jeszcze parę osób,które nie klepią po plecach,ale boją się wychylić,bo wpadnie taka jedna czy druga maczkowa i będzie bronić przeciwnego zdania jak fortecy.
@maczkowa,dobrze,że do mnie nie piszesz, ale skoro już mnie wymieniasz i pytasz kto ma jechać pomagać Marzeni11 na miejscu odpowiem Ci jak poprzednio: Ty jedź.
maczkowa pisze:(...)ja proponuję, niech ktos jedzie z Wawy do Olsztyna z nią, a po złapaniu kotki asekuruje kota w klatce z tyłu samochodu. Albo prowadzi, gdy Marzena będzie asekurowac. Przecież to tak proste rozwiązanie. (...)
No właśnie,więc pojedź i pomóż
Ja znam kilka osób,które woziły koty ze "swoich" wsi (gdzie mieli działki) do Koterii,do lecznic w Wwie na talon gminny. I dawały radę. W Koterii jest zawsze mnóstwo kotów z okolic,nie tylko warszawskich- wystarczy poczytać w ich ogłoszeniach adopcyjnych.
Sama wiozłam kiedyś kotkę znad morza (jest na miau jej wątek) pociągiem,z Mazur BlaBlacarem (też jest wątek). Można? Można. Trzeba tylko chcieć,a nie szukać wszelkich argumentów na nie.
Skoro samochodem się boisz, jedź pociągiem Marzenia11. My z gusiek1 wiozłyśmy tak 3 zaszczane śmierdzące kocury parę lat temu. Prawie 600km,nie 230 jak z Olsztyna do Wwy. Wielu z forumowiczów kibicowało, więc pewnie jeszcze pamięta. BlaBlacarem jechał do mnie kot z Ostródy (to tylko 20km dalej niż do Olsztyna).Jechał sam,w zabezpieczonym trytytkami transporterze.Dojechał,znalazł w Wwie dom i poszedł do adopcji,bo w podostródzkim czterogwiazdkowym hotelu by go zabito- by przypadkiem nie ugryzł gości hotelowych i ich dzieci. Nikt mi wówczas kota nie woził,ani nie woził za mnie. Zresztą nie pozwoliłabym na to,bo koszty zbyt wysokie. Choć wówczas jedna z forumowiczek oferowała transport swoim samochodem (ale koszty blabla były groszowe, więc ostatecznie wygrały). Kot był wstawiony do kabiny samochodu (czasem może podróżować w bagażniku,jeśli jest dostęp powietrza) i NIKT NIE MUSIAŁ NICZEGO ASEKUROWAĆ. Klatka-łapka jest dość stabilna, a dobrze ustawiona,zabezpieczona z boku nie będzie się obracać. Była podłożona folia w razie siknięcia i przykrycie kocem, gdyby zdarzyła się śmierdząca kupa,by pasażerów oczy nie szczypały

.
Tak maczkowa,jestem specjalistą od wytykania jak zrobić lepiej. Bo mam takie doświadczenie,że mogę akurat w tej kwestii zabrać zdanie. Czy Ci się taka prawda podoba,czy nie.