Cisza u nas. Znaczy się w pokojach forumowych.
Zimno na dworze. OKS-owskie koty jedzą bardzo, bardzo dużo. Tylko ich nie widuję. Reszta też tak sobie bywa.
Pani Teresa Druga miała udar. Ostatnio źle wyglądała. Była pobudzona mocno. Bardzo. Temat ogarnięty ale raczej nie wróci do domu. Chodzą słuchy ,że ma trafić do domu opieki bo nie daje sobie rady. Nie powinni tego przesądzać. Gdy leżałam na neurologii widziałam ludzi mocno starszych w złym bardzo stanie. Którzy, pod odpowiednim okiem rehabilitanta, szybko wracali do sprawności. Mam nadzieję,że z nią też tak będzie. Każdy zasługuje na zdrowie.
Martwimy z Anią się o jej koty domowe. Choć krewne obiecały dbać o nie. zaopiekować. jakby co to wiedzą, że my jesteśmy gotowe pomóc. Nie kryję ,że ze strachem zerkam czy nowego nie widać. Takie spaczenie.
Najgorzej jednak jest z Rudzią. Około 14-letniej koci. Żyła sobie w piwnicy p.Teresy Drugiej. To ona pilnowała czy okienko jest otwarte. Tylko ona ma klucze do piwnicy. Nie możemy dostać namiarów na kogoś, kto ew by nam pomógł. Dał zrobić "xero" zatrybika. To bardzo nie życzliwy blok wszelkim żywym stworzeniom. Więc musimy ostrożnie. Rudzia ma już teraz kłopot z nocowaniem a co będzie zimą? Bo zimę tam bytowała. Nosiłam jej jedzenie. Zaczynam myśleć czy ją nie odłowić i może jakiegoś domu szukać. Choć to stara już kotka, trisia gaduła może się by udało. Jest sama i odczuwa to. Długo była większa grupa przyjaciół. Czyli 4 sztuki. Dwa Noski Bliźniaki (z kleksem) , Krówcia i ona. Zawsze razem, zawsze wtuleni. "Na nerki" odeszły pierwsze Noski. Krówcia w tamtym roku została przeze mnie odłowiona z powodu złego samopoczucia. Widać było ,że coś jej jest. Robiłam akcję w tajemnicy bo (jak zwykle) gdy Teresy zajarzyły łapankę zaczęły ją mocno dokarmiać. Dziewczynkę przyjęła Koteria. Wychodziła zdrowotnie na prostą. Wyniki poprawiły się ale ...któregoś ranka zastano jej martwe ciałko. Ostatnia zima była pierwszą samotną zimą Rudej. Myślę ,że ona wiedziała jak jej przyjaciółka jest mocno chora. Nawet jej nie szukała co wcześniej było nagminne gdy znikły sobie z oczu. Teraz kocica ma perspektywę bytowania na dworze zimą bo nie ma kto jej wpuścić do piwnicy. Ona (i przyjaciele) doskonale radziły sobie i w ruinach kotłowni. W kanale grzewczym. Tylko że bytujący tam w tamtym okresie letnim
złoci chłopcy zawalili wszystko tonami odpadów przysypując otwór. Byłam, patrzyłam. Nie podejmę się wybierania łopatami tego dziadostwa. Jest tam wszystko. Od szmat do odchodów. Tylko koparka dała by radę. Ale teren prywatny.
Musze się dobrze zastanowić. Popytać, poszukać może. Jeszcze ma być kilka ciepłych dni. Może się wszystko rozwiąże pomyślnie.
Za dużo tych "może".