Staram się choć różnie z tym bywa. Najgorsze jest to ,że ja spać nie mogę. Budzę się o 2-3 rano i już nie zasnę. Bez względu na porę w jakiej się położę. To potęguje zmęczenie i zniechęcenie. Dobre jest to ,że Sorruś przychodzi mnie pocieszyć. Wskakuje na poduszkę i każe się tulić. Trzymam głowę na jego brzuszku, czuję jak spokojnie oddycha i mruczy. Kocham te momenty bardzo. Czasem są dłuższe czasem krótsze. Potem wstaje raptem i idzie drzemutać dalej.
Dziś spotkałam rano jakiegoś nowego kota. Nie widziałam go nigdy. Wypłoszyłam spod pojemników na śmieci idąc do lasu. Nie podeszło to to na kicianie i na widok/zapach saszetki. Wydaje się być młode i bardzo zaniedbane. Uciekło przede mną w popłochu. Czas dojrzewania się zaczął i koty lądują na ulicy.
Mała Marion , mimo zabiegu, leje po domu. Tak mi się wydaje,że to ona. Wiem, że to 'normalne" bo rujka była wyciszona. Ale nic nie robię tylko sprzątam. Poniszczyła drapaczki i oblała kocyki. Capi. Ona za to malunia i chudziutka jest. Jeszcze deczko czasu potrzeba i uspokoi się. Mam nadzieję. Strasznie się klei do ludzi. Może i to jej minie ?!
Rok temu znajoma kociara, Halinka, adoptowała starszą, schorowaną kotkę. Żyła mała 11 lat na wolności dopóki zdrowie jej nie odmówiło współpracy. U Halinki Dziamorka znalazła spokój i własny kąt. Żyła jak chciała. Na swoich zasadach, które były szanowane. Nerki ją pokonały. Dziś odeszła.
[*]