Florciu tak się drapał tylnym kopytkiem. Nie istniejącym. O zagrzebywaniu urobku też wspomnę. Wtedy mocno brakujące łapki pracują. Najlepsza jest mina, gdy spojrzenie wystarczy by stwierdzić, że wszystko na wierzchu leży. A one tyle się ugrzebały.
Sonny przebiera nie istniejącą łapką podczas głaskania. Ugniata razem ze sprawną. A w drugiej bark chodzi. Na przemiennie.
Sorruś nie ma złych badań. Płytki krwi tylko są deczko poniżej normy. Neutrofile wyszły nie teges lekko. Reszta w miarę ok. Wysłałam wyniki do chirurga. Zobaczymy co zdecyduje.
Strasznie mocno się na mnie obraził za wizytę i kucie. W ogóle nie przyłazi spać do mnie. Jak i na kolana. Wczoraj go wygłaskałam siłowo prawie.
Dziś było zimniej niż "normalnie". Suche u bezdomniaków wyczyszczone. Mokre częściowo. Co nie zeżarły zmieniło się w lody. Dosypałam wszędzie gdzie trzeba było.
Las oczyszczony z żarcia i misek. Janusz mówi ,że od groma śladów tam jest. Różnych. Wszystko co postawione znika. Martwi się, że jak rano nie przyjdą koty, to potem już nie mają nic do szamania. Ale one, jak głodne, bardzo nas pilnują. Potrafią w mróz być i przed 5 rano. Tylko oczy odbijają światło.Więc chyba nie mają pustych brzuszków.
Lisy potrafią zeżreć i zmarzlinę. Radzą sobie sroki i sójki. Gdy wyrzucam przy markecie to co się zeszkliło to widzę idąc do pracy jak sroki i gawrony obrabiają resztki. Jeśli im to nie szkodzi to nie będę wyrzucać.
Niestety, jakiś doopek do miski z wodą zaczął wrzucać chleb. Ptaki takie zimne i mokre dziobią. Potem im kulki trzepią po żołądkach. Napisałam kartkę z prośbą by tego nie robiono. Że to szkodzi bardzo. Zobaczymy.