Dzień do d...jakiś się zrobił. W pracy szykuję się do sprawozdania i o dziwo , mam niezgodne konta. No by pokręciło to. Doszłam co i jak ale szlag mnie trafił. Z reguły mało się mylę ale ostatni kwartał jest wyjątkowo obfity
W domu tak sobie. Solo nie fajnie. Wzloty i upadki. Martwi mnie bardzo jego ospałość. Jemu kciuki ogromne potrzebne.
Uliś grzebie się jakoś ale daje radę. Dostają ciagle antybiotyk. Po Ulinku widać poprawę. Tylko po nim.
Sonnusia bawi się dyskretnie. I czasem śpi do góry kołami. Cały czas jest lekko "skupiona" w sobie.
Reszta jakoś się ogarnia i niech tak zostanie.
Sorry szykuje się do pobrania krwi. Tylko Janusz do kogo innego niż do "naszej" Aśki z nim nie pojedzie. "Te" inne też mają drżenie przed jego kuciem bo niezłe przedstawienia robi. Ona daje sobie doskonale rade i wsio leci jak trzeba. Mały ma wyznaczony termin operacji ale wszystko zależy od badań.
To cudnie cudny kot. Zrobił się potężnym kocurem. O wielkim spodzie i sporym, upasłym karku. Aż mu oczki i nosek giną w polikach pełniastych. Jest wielkim miziakiem. Taki pieszczoch i czaruś ,że aż czasem złości. Gdy się uwali na mnie to jak nie pasi ułożenie rak to kopie jak kangur nogami by zmienić ich dotyk. Wywala chętnie brzuniek. Ma apetyt. Aż podskakuje gdy coś dobrego się robi. Drąc ryjka przy tym. Kica na 3 łapkach i zrobiły się one grube i mocne. Szczególnie przednia. Pod ogonem wiszą mu pompony ,których lew by się nie powstydził. W tej dziedzinie jest królem pokoi. Znaczy się dżungli.

Gada, gada, gada...