Prosiłam wczoraj o trzymanie kciuków i jakbym coś czuła.
Wróciłam z pracy, zaraz pojawiła się moja koleżanka, złapałam Tercję i wsadziłam taka lekko zaskoczoną do transportera. Traf jednak chciał, że transporter był niecałkiem zamknięty, co skwapliwie wykorzystała kotka. I potem było juz tylko gorzej:

biegała po całym domu kryjąc się za kanapą, za szafką telewizyjną , kilka razy udało mi się ja złapać, ale dostałam uzbrojoną łapą po twarzy, innych ran nie wspomnę.

Koleżanka wycofała sie w kąt mieszkania widząc dwie furie ganiające po mieszkaniu.Tercja wlazła wreszcie pod znaną z wcześniejszych opowiadań szafkę w kuchni i tylko mój tyłek wystawał i słychać było warczenie, prychanie i inne jeżące włos na głowie odgłosy.

Po pół godzinnej walce wygrałam, śmiertelnie zmęczona i przerażona kotka została zapakowana do transportera i zawieziona do weta.
Już w transporterze znowu miałam do czynienia ze spokojną, lekko miauczącą koteczką, u weta też była grzeczna, tylko trochę się zirytowała przy podawaniu zastrzyku. Zabieg zaniosła dobrze, szybko się wybudziła.
W domu nalała mi na łóżko, zwymiotowała na spodnie i pól nocy tułała się po domu szukając dogodnego miejsca.
Teraz leży przy balkonie, wygrzewa się na słońcu i warczy, gdy chcę ja pogłaskać.

Mam nadzieję, ze jej przejdzie ta nieufność do mnie, bo wkrótce trzeba jej będzie zdjąć szwy a poza tym przecież już było lepiej
