Dziewczyny szykują się do weta. Janusz podjedzie pod pracę i
pojedziem się namiętnie kuć w dupale, chlapać w kroplówkach,drapać, syczeń ,warczeć...
Już jestem zmęczona na samą myśl. Późno pewnie wrócimy. Wczoraj żeśmy spowodowali kolejkę.
A po powrocie...
A po powrocie spostrzegłam ,że są obrane ziemniaki. Niby nie jem tak późno ale byłam taka głodna, ze je wstawiłam. Do pyrek, tak umyśliliśmy, będzie to co zostało. Z wielką ilością sosu pomidorowego po ...gołąbkach. No prawie po gołąbkach bo pół jeszcze mężowskiego zostało z wczoraj.
Garczek dobroci wręcz został. Ja już na tą nędzną połówkę szykowałam jęzorka. Ptasiorki w kapustce uwielbiam. Janusz nie koniecznie. Choć kapustę okładającą dno i wierz spożywa namiętnie, polane obficie tym wymienionym sosikiem. Bardzo takie dania lubimy wszyscy i nie żałuję w przygotowaniu zawiesiny.
Więc w ten resztek jest. W ten pyrkoczący powoli płyn wrzuciłam (o zgrozo

) ostatniego kotleta mielonego i końcówkę pieczonego schabu. Każdy coś dostanie do pyrków.
Zagotowane kartofelki zostały. Nędznie udało się przypalić sosiku.Dochodzi do podziału na talerze wszystkiego. Danka rezygnuje. Już jadła. A teraz śpi i nie będzie sobie żołądka rozpychać. No dobra. Janusz kotlecika mielonego prawie pulpeta dostał. Ja połóweczkę utęsknioną chcę wyłowić . Mieszam, mieszam... Oczy mnie się okrągłe robią. Żal zaczyna wkradać do kubków smakowych. Zrozumiałam. Drę się do jedzącego już TŻ-ta
Januuuusz, pticka mnie się rozgotowała ?!
Gdzie gołąbek?! Cholera jak tyś w garze łyżką łomotał ,że nic nie zostało
Przypalić to umiałeś ale gołąbusia nie potrafiłeś upilnować
Już mnie się łza wdziera w rozpaczy krzyki.
Ten się zarzeka ,że delikatny był.
Leję smutaśna bardzo sam sos na osierocone ziemniaki. Jak nie ma gołąbka to nic już nie chcę. Zachodzę w głowę jak i co i dlaczego taki los mnie spotkał.
Gdy raptem w głowie mnie się rozjaśniło. Zajarzyła jedyna samotna ,szara komórka
"Już jadłam!" dziecię mnie odpowiedziało sennie sepleniąc. JUŻ JADŁAM! Już wiem co jadł! Nic się nie rozpuściło. Nic się nie rozwaliło.
Zeżarte podstępnie zostało.
A nam się "wojna domowa" przypomniała z odcinkiem gdzie koszulkę farbowali. Ześmieliśmy się i z rana z tego mojego rozpuszczonego gołąbka. No, ten mój pticor kapuściany to prawie jak ta bluzia co gotowania w farbie nie wytrzymała
