Dzięki za dobre słowo.
Męczy strasznie poczucie winy. Ostatni okres był trudny. W pracy tez nie ciekawie. Stres stresem pogania. Skończyło się tym ,że wylądowałam w domu obejmując kibelek i opanowując zawroty głowy. Muszę odpocząć i tyle. Nabrać dystansu. Przeżyć żałobę za Moimi.
Na szczęście Milowe USG nie wygląda źle. Stany zapalne wątroby zmniejszają się. Nerki jakby też lepiej pracują. Choć jej środek zostawia wiele do życzenia to było gorzej. Za to paszcza okrutnie brzydka. Zęby uśmiechają się paskudnie. Tylko czy Ona przeżyje zabieg będąc tak słaba? Bez tego zaś nie je. Błędne koło. Na razie musi wyzdrowieć bo jest okrutnie przeziębiona. Zęby i gardło nie są dobrym połączeniem. Pocieszeniem jest to ,że wyniki krwi ma bardzo fajne. W pozytywnym tego znaczeniu słowa. Wyniki wątrobowe potwierdzają USG. Ornipural czyni cuda. Prawie nie ma podwyższonych parametrów. A były kosmiczne 6-ścio krotnie za wysokie. Myślałam, że nie opanujemy tego. Kreatynina i mocznik tez w normie. Jonogram taki se. Wszystko zaniżone. Nie wiele ale jednak.
Ręce mi się trzęsły przed jej badaniem. Obie dygotałyśmy ze strachu w gabinecie.
Poryczałam się gdy o Wedla zapytała wetka od USG. Wiedziała, pamiętała ,że to on miał być a nie Milunia. W jego sprawie wetka dzwoniła próbując nas upchać na cito. Mimo braku miejsc zgodziła się. Jestem im obu wdzięczna. Wedelka nie ma i nigdy już nie będzie. Jak Kropci, Angelka, Pierniczka... Całej rzeszy futerek, które mają teraz ciepłe miejscówki w niebie.
Głupie to co napiszę ale gdy Weduś odszedł pomyślałam ,że to paskudny los znowu nam zrobił psikusa i zabrał kota by zwolnił miejsce. Na kolejnego. Myślałam o Kropeczce. Głośno tego nie mówiłam by nie usłyszał Chochlik. O jej pogarszającym się stanie alarmowała Pani Teresa. Sama widziałam. Obiecywałam sobie, że jak tylko uspokoi się deczko bieganina za Wedlowym zdrowiem, muszę ją ucapić. By za późno nie było. Jestem realistką. Było prawdopodobne, że trafi do nas. Bo powrotu , o ile znam życie, nie będzie. Myślę ,że Janusz też to wiedział pod skórą.
A nie ma obojga.
Znali się.Nie będą sobie obcy tam na Górze.
Zaczęła karmić kota?koty? na kotłowni. Trudno, co ma być to będzie. Ale nie włażę w sam budynek. Oj, taka odważna nie jestem

Tylko podkradam się i pod ścianami ruiny stawiam miski. Muszą nowe nawyknąć do miejsca gdzie stanę z łapką. Wczoraj przyszedł na pewno rudy. Dziś chyba był czarny. Spłoszyłam podglądaniem. Daję min capiącą rybę. Taka będzie w łapce. Niech smaka łapią. Oby przeżyły do czasu akcji. Na razie jest tam obok okrutna budowa. Kręcą się robotnicy z ciężkim sprzętem. Może i dobrze, że będą nażarte. To nie będą szukać atrakcji w koparkowych ciepłych silnikach.