jolabuk5 pisze:Trudno mi ocenić, koty mam wszystkie kastrowane, ale myślę, że może tak być, przecież i roślinność daje się oszukać wyższym temperaturom.
Co do łapania - tylko Ty możesz ocenić, czy warto próbować. Ale myślę o tym, jak czasem trudno wsadzić do transportera domowego kota. Ja często wsadzam, ustawiając transporter mocno ukośnie i w razie oporu kota przesuwam transporter do pozycji pionowej, wsadzam kota z góry, pupą do dołu (nie zawsze się to sprawdza, niektóre koty łatwiej wsadzić tradycyjnie). Ale nawet w takiej pozycji kot potrafi zaczepić pazurkami o brzeg transportera i stawić opór. Z nieoswojonym kotem będzie jeszcze trudniej.
Powiem szczerze, mam totalnie odmienne sygnały od Czarusia . Dzisiaj też go wywołałam dopiero godzinę temu. Przypuszczamy , że przesiedział cały dzień w takim blaszaku , gdzie się chował odkąd zaczął się pojawiać w okolicy mojego bloku .To dopiero od niedawna mamy ustalone, gdzie bytował w czasie, gdy nie było ciepło ale jeszcze nie było zimy .On się chyba boi tego grubaśnego kocura burego, który tam gania za kotami .
Czaruś nie bardzo chce jeść , ledwo skubnął mokrej karmy , suchej przy mnie w ogóle . A dałam też kotce kastrowanej, która żyje niby na zewnątrz ( ta sąsiadka się nią zajęła , lata temu ) ale wieczorami jest w domu trzymana i sama wchodzi , i ona z apetytem zjadła. Na tyle na ile udało mi się podejrzeć zęby Czarusia , gdy ziewnął albo syczał na mnie, to przynajmniej te przednie z kłami są białe . Zaś sam Czaruś , no cóż , jak przyszedł w końcu na moje wołanie , gdy mu ładowałam do miski jedzenie, to się bardzo ociera o mnie i głowę nadstawia , żeby go za uszami smyrać i w okolicach . Ale ma momenty że ni z tego nie z owego, obróci się i mnie dziabnie . Dziś mnie konkretnie zadrapał , aż krew kapała bo pazura mi wbił w palec a sekundę później, znowu się ocierał i miauczał. Nie rozumiem go chyba

Sąsiadka dziś mówiła, że wczoraj w nocy , także dał się jej pogłaskać i nawet usiłowała go zabrać na ręce, objęła go i lekko uniosła, ale on się zaczął obracać i się wystraszyła że ją ugryzie . Czasem jak widzę , ze patrzy na mnie z wilka to nadstawiam nie dłoń a łokieć , żeby sprawdzić jak się zachowa , ale już kilka razy nie tylko pazury ale i zęby mi w tą kurtkę wbijał . Ot i taki to Czaruś .Jak mi się go uda za którymś razem, z powodzeniem wziąć na ręce czy położyć na kolanach , to będę wiedziała że mogę podjąć ryzyko i go spróbować kocem owinąć, tak aby nie mógł łapkami ruszać z głową na zewnątrz i przenieść do domu . Ale bardziej prawdopodobne jest chyba, że wejdzie do klatki łapki .
Mój najstarszy kot Bonifacy, który został jesienią w 2015 roku, porzucony na moim osiedlu , ale w zupełnie innym miejscu, kawał ode mnie, to także został zabrany przeze mnie i męża zimą, tuż przed świętami . Ale on był zupełnie inny, w ogóle się nie bronił, od początku w rozpaczy i wręcz prosił o ratunek .i niosłam go na rękach . A Czaruś to inna historia. Widzę że nastroszony i często z podkulonym ogonem chodzi, ale nie pomaga mi , abym mogła jemu pomóc . A czas leci .