
Guzik mi wyszło z izolowania piwnicznego, zimno tam i ciemno, serce pokroiło mi się w kawałki a do tego przymrozki, więc próbuję jak mogę kontrolować sytuację na górze. Chłopaki grzeczne, to tylko strach się unosi na włościach i czai w każdym wspólnym metrze kwadratowym.
I tej Mamy żal, że ona tam sama na dole cały dzień. Czasem zaglądnie i w nogi z takim impetem w dół, że ogonek się odczepia i zostaje na schodach. Pasio potem przyszyje

Wieczorem to już najbardziej przykro. Chłopaki rozwalone na kanapach, ale ciągle biegają do drzwi sprawdzać czy w kotowi dziurze czarny pysio się nie pojawi.
To w końcu otwieram te drzwi na dół, wali mi zimnem piwnicznym do mieszkania. Ale zaczyna się czekanie.

Czujni na każde drgnięcie powietrza, wpatrzeni w drzwi, nieruchomi. Przyjdzie? No przyjdzie?
I jak już mam 12 stopni w pokoju, Ona się objawia kręcąc pupą, chłopaki się zrywają na powitanie, są zaplatania ogonków, noski, lizanie uszek, no wszystko

To trwa krótko. Intensywnie, ale krótko. Bo Mama przychodzi oglądać telewizję


A zamknęłam wszystkich z kuchennymi rewolucjami, niech się uczą gotować.
Zobaczymy się jutro. I byle do wiosny, będzie spokój
