Pojechałam do Kulek, dzwoniłam dzwonkiem, ale żaden kot się nie pojawił. W drewnianym domku było tylko to cudne szaro-białe. Jadło ze smakiem. Sprawdziłam pozostałe budki, żadnego kota w nich nie było. Ktoś rano był, zostawił jedzenie. Jeździłam po terenie, wypatrywałam kotów, ale żadnego nie widziałam. Dwa okienka piwniczne są uchylone, mogą też siedzieć pod drewnianą podłogą tarasu pobliskiej restauracji, naprawdę nie wiem. Będę jeździła jak zwykle, ale już mięsa będę brała mało, najwyżej puszki, przynajmniej się nie zmarnuje. Humor mam kiepski, jest mi smutno.....

Kciuki pomogły, JEST JADZIA
Przybiegła, jakby nic się nie stało, wygląda ładnie, nie była jakoś szczególnie głodna. Powiedziałam, co o niej myślę, stanowczo też zażyczyłam sobie, aby to się nie powtarzało. U Kulek też oczywiście byłam. To srebro-białe cudo zamieszkało chyba w drewnianym domku, bo tam zawsze jest. Dzisiaj przybiegł na jedzenie ten przyjazny kocurek z plamką na nosku

Jadzia już kilka zim przeżyła, w zeszłym roku wydeptywałam jej ścieżkę w zaspach, bo ledwo mogła się przez nie przebić, a przychodziła. Kulki mają gdzie się schronić, głodne nie są. Boję się jednak jakiegoś losowego zdarzenia. Jutro mam wolne, pan od pekinek pojedzie do Kulek, a ja w sobotę i niedzielę. Muszę wziąć sporo wody, trzeba Kulkom umyć miski, część wyrzucić i wziąć nowe.

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości