Ufff, Bungo u Basi po kryzysie, można trzy słowa, bo zapomnę, że mam koty.
U nas stabilnie

.
Wreszcie nie latam do lecznic. Skończyliśmy podawanie leków, chwilo trwaj!
Nudzą się. Nuuuudzą....I wymyślają. A Pasio przechodzi już samego siebie w opiece nad Mamą. Mam biegać do niej z miskami. Jakiekolwiek podaje jedzenie w domu, Paś skubnie tylko i biegiem do drzwi balkonowych a potem do mnie. I tak kilka razy, żebym wzięła miskę i koniecznie wyniosła na balkon. Albo do piwnicy. Nie będę jadł, gdy nie dostanie Mama. Jak już wyniosę i Mami przybiegnie to naprzód jest buzi, całowanie w uszko, potem skubnie z tej miski coś sam i się odsuwa, Mama, dobre, jedz...
I tak w kółko. Zagustowała oczywiście w suchym Gastro Intenstinal, innego nie tknie.
Natomiast Brat to palant. Palant rozrabiający. Bo też się nuuuudzi....Chodzi o to, żeby w domu coś palnąć

. Tak idzie, idzie i nagle łup! A to pudło jakieś przesunie, a to książkę zwali z premedytacją ze stołu, a to buty w przedpokoju poprzestawia, no tak dla draki

Po akcji "coś palnę", przegląd misek i wielkie siku do kuwety dziewczynek

.
Odliczamy do wiosny i wszyscy won do ogrodu, bo zwariuję.
A, i jeszcze taki drobiazg. Mama uwielbia siedzieć wysoko na Pytonie. Jak wychodzę rozejrzeć się po ogrodzie gdzie jest, to zaczynam od górnych konarów Pytona. I ona tam jest! Jak czarna puma ze zwisającym ogonem odpoczywająca w pół-śnie. Ale oczka bystre a spojrzenie zawadiackie.
Pokażę ci gdzie jestem, tutaj tutaj, no, przypuszczałaś?
