Mały darł japę jak go przywieźliśmy - zobaczył Lonie to chciał się przytulić, a ta baba fstrętna nasyczała na niego...
Łazili wokół siebie cały dzień i całą noc. A to jedno a to drugie syczało.
Marcel spędził nawet ze 2 godziny za szafą...
Wczoraj Lonia łaziła za nim jak cień - było niuch niuch w nosek, ale jak któreś się gwałtowniej ruszyło to jedno leciało w jedną stronę, a drugie w drugą.
Dziś rano oboje dostali głupawki

Marcel niestety nie chce jeść.
W obiegu był
gotowany kurczaczek
surowa wołowinka
gerberek (wpychany w akcie desperacji drugiego dnia do dzioba)
zjadł trochę białego serka
o suchym nie ma mowy
Lonia za to szczęśliwa - bo zjadała swoją porcję a potem dobierała się do Marcelowej
Ehh
Jakieś rady?
