To ja może kilka słów

Pierwsza złapana malizna - wg wetów dwa miesiące, oczka niestety to pozostałość po kk z jeszcze wcześniejszego czasu, widzi niewiele i stąd te dziwne ruchy główki - malutka po prostu stara się zobaczyć cokolwiek

Już w łazience u Karoliny, słodziutka, daje się głaskać i mrrrrruczy
I jak wszystko dobrze pójdzie, to jutro pojedzie do domku, okazało się, że w niedzielę wieczorem inna pani próbowała ją złapać, ale my byłyśmy pierwsze

pani ma już 5cio miesięcznego kocurka, mieszka zaraz obok, sensowna, zostawiła kartkę koło miejsca karmienia, że prosi o kontakt i Karolina przegadała z nią dobre pół godziny

Jutro pani ma po nią przyjść osobiście.
A co do łapanki dzisiejszej...
Po pierwsze - NIC by nam nie wyszło bez klatki-łapki, z tym kociakiem to byśmy sobie mogły podbierakiem co najwyżej plecy podrapać
Klatka wystawiona, a po pół godzinie złapał nam się kot... ale nie nasz

na 99% czyjś wychodzący, bo niebieski z białym, gruby, zadbany, w ogóle niezbyt przejęty faktem złapania, siedział jak baranek, na nas też nienerwowo zareagował, zaczął posykiwać dopiero jak podjęłyśmy zbiorową decyzję, że wypuszczamy i próbowałam go wytrząść z klatki-łapki, bo sam wyjść nie chciał
Po kolejnej pół godzinie w odległości udało się zobaczyć tego "naszego", ale przeskoczył przez płot i tyle go widzieli
Po kolejnej pół godzinie jak już nieźle zmarznięte stwierdziłyśmy, że spróbujemy jeszcze chwilę postać z klatką przy drugim miejscu karmienia - w mijanej altanie śmietnikowej Karolina wypatrzyła naszego maluszka
Uzbrojona w laserek Blue utrzymywała go w jednym miejscu (pod autem), widziałyśmy co jakiś czas zaciekawiony pyszczek, a w tym czasie Karolina cichaczem od tyłu ustawiła klatkę za śmietnikiem.
I po kolejnej pół godzinie (czyli łącznie okrągłe dwie godziny...) udało się, wyszedł spod auta, wszedł do klatki
Na klatce schodowej w "śluzie" między dwoma drzwiami udało się go przepakować do transportera, Karolina pobiegła do mieszkania po torebkę, żebyśmy mogli jechać do lecznicy i wpadła właśnie na sąsiadów, co chcieli go wziąć do siebie.
No i już nagle się okazało, że "wzięlibyśmy, ale NA PEWNO się nie dogada z naszym kotem"

i "nasz pies też ma problemy, nie możemy go wziąć"
Także z tego domku nici
W lecznicy na szybko - ząbki, oczka, uszka czyste i piękne, chłopczyk

dał się wyjąć z transporterka, nie drapał i nie gryzł, próbował zwiać, ale nie warczał, dobrze to rokuje
Będą testy i odrobaczenie i jutro jak szylkrecia pojedzie do domku (trzymajcie za to kciuki, żeby pani się nie przestraszyła ślepoty malutkiej!!), to sreberko (a bo maluch to piękny whiskasik!) zajmie jej miejsce w łazience.
Aczkolwiek koty Karoliny nie są zbyt szczęśliwe, a też boimy się, że ten maluszek będzie jednak bardziej energiczny niż jego ślepa siostra i rozniesie malutką łazienkę Karoliny

Jakby kto chciał dać DT zdrowemu, młodziutkiemu pięknemu whiskasikowi, to gorąco zachęcamy
