Ifff.. Przetrwałyśmy noc. Tycia spała w małym pokoju - odkręciłam jej kaloryfer (zwykle jest tam zakręcony, bo to pokój środkowy więc i tak się ńagrzewa) i dałam jej jej termoforek, który jest jednocześnie pluszakiem - to taki pingwinek. Bardzo go lubi:

Także miała cieplutko. Bałam się brać ją na noc do łóżka, bo jeszcze mogłabym ją przygnieść. Taka z niej drobinka. A ponadto wszystko tu dla niej jest nowe i myślę, że dobrze jest jej ograniczyć przestrzeń na początek.
O szóstej rano, wiedziona wyrzutami sumienia, poszłam do jej pokoiku. Ale wszystko było w porządku. Siedziała sobie w swoim miękkim posłanku, i jak mnie zobaczyła, to zerwała się na nogi z mruczeniem.

Nawet w nocy skorzystała z kuwetki! I była kupka!
Wzięłam ją do kuchni i dałam troszkę puszki Animonda Baby pate - zjadła sama, nie dużo, ale zjadła

. A potem dopoiłam ją trzema mililitrami Conva z kozim mlekiem.
Po tej maleńkiej porcji jedzenia brzuszek jej się mocno zaokrąglił. Czyli musi być naprawdę skrajnie niedożywiona...
A potem wzięłam ją wraz z pingwinkiem do łóżka, i sobie pospałyśmy jeszcze półtorej godziny. Choć lepiej oddaje to sformułowanie, że ona chodziła po mnie we wszystkie strony i się miziała, wywracała na plecki i szukała cyca (łącznie z ciumkaniem mi włosów i ucha), a ja próbowałam zasnąć...
Straszna z niej przylepa. Czy czas jest tam, gdzie ja. Bardzo potrzebuje bliskości. Można ją jakoś kangurować? To tyle z porannych wieści
