
Czekaliśmy z Pasiem na Mamę, bo przecież samego w ogrodzie kota nie zostawię. Fajnie przychodzi, jest takie tuptuptup po papie na dachu komórki i zeskok. Wtedy słychać takie cichutkie łup! Biegnie do Pasia i są ocierania, lizanie uszek i noski. I wtedy mogę już pójść do domu.
A w domu....


Leży sobie na środku pokoju i chłodzi brzuchol na panelach. Na szczęście wie co myślę i wieje, aczkolwiek ucieczka w popłochu to nie jest

I tyle. Czyli nic. Czekając z Pasiem na Mamę uzmysłowiłam sobie, że koty lubią czekać. I czekają pięknie.
Moje dziewczyny czekały na Micia, Mić czekał na Obisia, teraz Paś czeka na Mamę. W kocim czekaniu jest coś mistycznego.One nie czekają byle jak, czekają całym sobą. Uczmy się tak cudownie czekać.