U nas kapnęło, aczkolwiek bardzo niewiele.
Krótka relacja z przedłużonego weekendu, gdyż ponieważ odbierałam czwartunio i piątunio jako wolne za pracę w majówkę.
No to lu: czwartek.
Zaczęło się przyjemnie od śniadanka przygotowanego przez Michała, następnie w pewnej nerwowości przygotowywaliśmy się oboje na godzinę 12, gdyż Michał miał rozmowę o pracę w swojej firmie. Kandydował na stanowisko mistrza na wydziale produkcyjnym, jako zadanie dostał opracowanie ulepszenia wskaźników pewnej maszyny - szczęście miał, gdyż o tym właśnie się przez 5 lat studiów uczyłam. Wobec czego przygotowałam mu piękną prezentację którą następnie poddał obróbce po swojemu i się nauczył. Komisja podobnież zachwycona

w ramach czego jako nagroda dostał mi się pyszny obiadek kuchni chińskiej (knajpka
Kim Long koło Kauflandu - Dyktatura wie gdzie

-
szczerze polecam, bo bardzo dobre jedzonko). Po opchaniu brzusiów udaliśmy się na leżing przy basenie na Wejherowskiej. Dzień zakończono konsumpcją lodów

W piątek sprzątaliśmy przez poranek i przedpołudnie. Następnie ogarnęliśmy ubezpieczenie auta oraz - jako że miał być "dzień Michała" - pojechaliśmy na obiadek do
budki przy ulicy Działdowskiej (na Kowalach), gdzie bardzo sympatyczna pani sprzedaje knysze, tortille, kebaby itp. Ja w takich miejscach akceptuję tylko mięso "wołowe", jednak po rozmowie z panią okazało się, że ona ma prawdziwą cielęcinę ze sprawdzonego źródła. Niestety przez wielkie zamówienie przed nami mięsko się skończyło, dlatego zdecydowałam się na cheeseburgera - z cienkim co prawda, ale kotletem 100% wołowym, wypchanym po brzegi warzywkami i odpowiednią ilością sosu. Również z czystym sumieniem
polecam panią Agnieszkę, jak ktoś ma ochotę na
nie-takie-znów-fast foody w niskiej cenie i dużej ilości (porcje są powalające, nawet opcji "małych"). Po posiłku kontynuacja leżingu przy Wejherowskiej.
W sobotę z kolei wiele się nie działo, bo pogoda skutecznie zniechęcała. Gorąco jak w piekle, duszno i po prostu nieprzyjemnie, w związku z czym udaliśmy się do kina na nowy Jurassic World - tego dla odmiany nie polecam

tzn. film był całkiem żywy, miło się oglądało, momentami nawet śmiesznie. Ale moim zdaniem ten motyw został wyczerpany w 1 oryginalnym filmie i nie powinien być więcej eksploatowany. Plus nielogiczności fabularne jakoś tak obniżyły mi odbiór tego filmu.
Dzisiaj również rozpływaliśmy się zamknięci w 4 dusznych ścianach. Ok. 16, po obiadku, wybraliśmy się z teściami na lody do Romy przy Drobnera (bardzo dobre) i na spacerek po rynku. Nie mogliśmy się oprzeć pewnemu rękodziełu, poniżej:

Ot i cały weekend, a jutro znów do pracy.