Niedziela. Dzień święty. Niby.
Wyszłam wcześniej nakarmić koty. Źle się czuję ale nie ma to tamto. Nie mogłam spać to sobie pomyślałam, że wywędruję powolutku do tałatajstwa. Zanim ludziska zaczną na mszę iść i koty mi straszyć. Straszne to, takie rozumowanie moje jest . Bo tak jest.
Ostatnio pani dziecku tłumaczyła dlaczego ruda kotka jest bezdomna. Ta, po nie żyjącej właścicielce. Szkoda,że nie wytłumaczyła ,że NIKT nie chciał się nią zająć mimo wielu sąsiadów.Wstrętna jestem i tyle. Panią i dziecko nie dopuściłam do kotów , by sobie pozerkali. Ku jej oburzeniu.
Wszak dziecko nic im nie zrobi a chce tylko obejrzeć. On tą koteczkę lubił
Przykro mi. Wiem o wszkach ale koty chcą spokojnie zjeść bo są głodne. Im nie gapiów trzeba ale pełnych misek Każde podejście kończyło się przysiadem futer i gotowością ucieczki.
Wstrętna jestem i tyle.
Wzrok mamy to potwierdził. A jeszcze wstrętniejsza bym była gdybym nie zmilczała tylko zareagowała na dalszy tekst.
Pani synkowi tłumaczyła dlaczego ja daję jeść kotom. Bo... ja się kotami zajmuję i mam taki obowiązek
Co Janusz potwierdził

gdy mu sprawozdanie zdawałam.
Więc dziś wyszłam wcześniej. W lesie ktoś był z psem. Pies zdewastował miski. Zastanawiam się coraz bardziej czy specjalnie na żarło ktoś swego pupila nie wpuszcza.Dla sportu? z ciekawości?
Sprzątnęłam. Michy napełniłam.
Potem poszłam do osiedlowych. Pominę zastawienie płotu tak ,że można było sobie włos na karku obetrzeć przeciskając się. Potem market. Potem bieguniem do środka kotłowni. Otworzyłam bramę, zawiesiłam kłódkę na prętach i podygałam katering kłaść. Cisza, spokój. Usłyszałam jęk zawiasów. Pomyślałam, że to Pani Teresa weszła. Ale i tak wyjrzałam. Nikogo nie było. Brama zamknięta. Ale... kłódki nie ma

Jak ja zajarzyłam jej braku to nie wiem. Zbieracz puszek odchodził ku śmietnisku. Miałam krzyknąć ale zrezygnowałam. Rzuciłam wszystko i podyrdałam galopkiem. Dopadłam go jak grzebał w pojemnikach.
Gdzie kłódka
Jaka
Zabrał pan kłódkę
NIE!
Oddaj pan ją
Nie mam
Dzwonię więc na policjęZablokowałam rower. Byłam tak wściekła, że poszłabym na udry.
A może i wziąłem
Na ziemi leżała Pominę moją odpowiedź. Ban do żywotni byłby.
Tyle lat mijamy się. Wie po co włażę na kotłownię. Że karmie koty i nie jest mi fajnie. Wie, że zawsze tak robię z bramą. Dziadowski bakcyl złodziejski dał o sobie znać. Jak tak można było zrobić? Wpędzić w kłopoty inną osobę. Sam jest źle traktowany z powodu zbieractwa. Nie raz zaś słyszał jak ludzie o mnie dyskutują. I wziął dziad je-ny skusił się na kilka groszy. Teraz całe osiedle będzie wiedzieć co to za gnida.
Niedziela. Dzień święty świecić należy. Więc ukradnę sobie i okłamię kociarę bezmyślną.