Małgosiu, kupiłam białą kiełabsę. Jakoś, dzięki sprzedawczyni właśnie. Zajęta bardziej zaopatrzeniem kocim

Umknął mi aspekt ludzki w te święta. Janusz i Danka bardzo lubią żurek z białą kiełbasą. Mogę upichcić, zajmuje mało czasu. U nas się mówi w przyśmiewką zupa kolendowa- od słynnego zbesztania mnie przez ksiedza kolendującego
Poza tym nie dajmy się zwariować. To tylko dzień dodatkowy więc szłu nie ma. Poza tym by ogarnąć wsio zgodnie z "tradycją" to sił trzeba mieć dużo i forsy takoż. Janusz uległ urokowi świąt, a bardziej ich presji, i okna przetarł. Podpadłam ostro bo nawet nie zauważyłam. Za to łazienkę nie umytą, tak.

Jakoś ona nie wpada mu pod mopa gdy przedpokój przeciera. Zamyka od niej drzwi by nie zawadzały. I rzeczone pomieszczenie przestaje istnieć.

Co z tego ,że potem w nim wsio płucze i wylewa. W chwili latania na kiju było zakluczone więc nie dostępne

Zawsze mam argument w sporze sprzątającym, gdy mnie się czepia. Wyskakuję jadowicie sycząc
a o łazience to kto nie pamięta... Martwi mnie pogoda okrutnie. Z wiadomych względów. Koty, koty, koty... Ptaków też żal. Szczególnie tej drobnicy co siedzi wśród nagich jeszcze gałęzi. I nie bacząc na mroźne podmuchy podejmuje próby radosnego świergolenia. Żal wyrosłych dopiero co roślinek. Krokusy wystawiły kolorowe łepetynki. I już przymarzły im one. Forsycja, moja piękna forsycja, też wypuściłą sw złote paki na świat. Okryte mokrym śniegiem i spowite zimnym podmuchem dziś były czarne. Dzięcioły się pochowały. Wiewiórki ostrożnie wychodzą. Nawet sroki wszędobylskie i wrony gadatliwe ,są nie widoczne. Cały świat zamarł z niemocy widząc co się dzieje.