
Przejrzałam zdjęcia w komórce z Lublina, wszystkie do kitu, podaruję sobie. Może na koniec jedno, ze zwiedzania muzeum przy synagodze...

Ale wróćmy do kotów.
Wszystkie mają się dobrze, gorzej z Wojtkiem, był głodny przez trzy dni. To znaczy...nie mógł nic zjeść, a wszystko zostawiłam...Na stole w kuchni, gdy tylko zamierzał przystąpić do śniadania, obiadu, kolacji (niepotrzebne skreślić) pojawiała się gotowa do spożycia Cosia.....


I tak w kółko, w domu sobie Wojtek poje

A ja wracam pod Nanga Parbat....