Nie jestem odważna. Ostatnio nawet umiem chować głowę w internetowy piasek i udawać ,że nie ma maili. Nie jestem w stanie ich otworzyć bojąc się złych wieści. Na widok nowej wiadomości z DS serce mi zamieram i szybko lapka zamykam. Nabieram sił. Dlaczego to piszę? Bo adopcje moich kotów są dla mnie coraz cięższe. A adopcja Bezy wyjątkowo mnie
kopła. Tym bardziej, że wieści nie były budujące. Beza zraniona śmiertelnie przez poprzedni "dom" okazywała swoje niezadowolenie wyraźnie. Trzymając ludzi na dystans, nie dając im szans. Raz jednej nocy wydawało się, że zmieniła zdanie ale rankiem znów się w kokon uzbroiła. Zaczęłam nawet myśleć, myślałam o tym ,że sama nie jestem lepsza od tego drania. Nauczyłam ją znowu kochać i ufać ludziom i... oddałam. Zraniłam śmiertelnie i teraz to może się już nie podniesie. Byłam gotowa jechać, zabrać, przepraszać, błagać o wybaczenie. Qźwa, i jeszcze się tłumaczę ,że wsio dla jej dobra było. Egoistka pierdzielona.
Kto koty "oddaje" ten wie co czuje taki głupi
człowiek od kotów. A czas nie ułatwia tego "procederu". Bo wiemy więcej, mamy więcej wyobraźni, za dużo widzieliśmy.
Wczoraj przyszedł mail od Pani Małgosi. Dużej Bezuni. Wyświetlony pogrubionym drukiem kuł w oczy. Nie otworzyłam. Zrobiło mi się niedobrze z nerwów. Kilka razy ręka mi się cofnęła. Wreszcie myśląc, że jak co to jadę i zabieram, kliknęłam. I poryczałam się. Czyżby moja dziewczynka zaczęła przełamywać opory? Czyżby zauważyła ,że ma fajną Dużą pełną troski i cierpliwości? Może jeszcze będzie dobrze. Może jeszcze będzie szczęśliwa. Trzymajcie kciuki proszę cały czas. Moja mała słodka dziewunia. Należy się jej dobre życie.
...Jeśli chodzi o samą kotkę, wieści mam chyba dobre. Piszę chyba, bo dalej uskutecznia syczenia i chowa się pod łóżkiem, ale daje się głaskać, wręcz dopomina się głaskania, zwłaszcza w nocy. Dziś spała ze mną. Poznaje też kolejne pomieszczenia mieszkania - przedpokój i łazienkę. Chce, żeby ją wypuścić z pokoju i obchodzi nowe kąty. Dalsza część pomieszczeń, póki co, jest niedostępna. Tu króluje Malcia. Wczoraj wieczorem obie kotki zbliżyły się do siebie. Jedna stała pod drzwiami od strony przedpokoju, a druga pod tymi samymi drzwiami, ale od strony pokoju. Drzwi były oczywiście zamknięte, ale poprzez szparę przy podłodze obwąchiwały się i syczały na siebie. Apetyt Bezi dopisuje, tak więc mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze. Żeby tylko nie zapeszyć...
Bezunia taka do nas trafiła



Taka "poszła" do domku.



Moje ulubione zdjęcie
