Przez noc wątróbka zniknęła i z mięsa zostały trzy kawałki. To bardzo dobry wynik znając moje koty

zuza pisze:klaudiafj pisze:No bo wiesz - też chciałam spotkać kota bezdomnego i dać mu dom. Uratować jakąś biedę. Choć to głupie gadanie, bo lepiej żeby takiej biedy nie było.

W pewnym sensie ratujesz.
Bo to jest kot uratowany. Gdyby domy tumczasowe nie szukaly uratowancom domow, to by nie mialy miejsca na nastepne, prawda?
Zatem kot z DT znajdujac dom zwalnia ewentualne miejsce dla jakiegos nieszczesnika.
Tak, to oczywiste, ale przyjdzie moment, że i na mojej drodze stanie jakaś bieda i wtedy kotów będzie cztery. A Marysia raczej wielokocia nie jest :/
Jak żyła Kitusia to spotkałam na dziale ogrodniczym w markecie kota. Ocierał się o doniczki i miał nie wiem z 6-8 miesięcy. Czy takiego kota miałam wziąć do domu?
Nie wzięłam z braku transportera. Centrum handlowe było przy ruchliwej drodze, on był po drugiej stronie, ale przy drodze było auto, a do domu daleko. Nie wiadomo jakby się zachował i czy by z tego nie było nieszczęścia. Np zwiałby mi pod moim domem na obcym sobie terenie. Uznałam, że w tych okolicznościach nie mogę go wziąć. Czy jednak powinnam?
Dręczy mnie to
zuza pisze:ser_Kociątko pisze:Nie, no, trzy Tośki to już na pewno za dużo.
oj tam, oj tam, ja mialam trzy Sabinki

Moja Tosia kocha swoje imię. Jak mówię Toosiaaa to ona włącza traktor i kładzie się na plecach i tarza na dywanie. Narcyz taki
zuza pisze:Moli25 pisze:Co do odległości... Ja jechałam po Fuksia ponad 200 km

Do mnie Leoncino 1 przyjechalm z Bielska Białej, po Leona 2 pojechalam do Solca Kujawskiego, wiec tego

Wiecie, ja się nauczyłam od Mirki, że jednak opiekun powinien przyjechać z kotem do domu. Owszem jak jest gdzieś kocia bieda bez domu i trzeba szybko zabrać to ok, ale jak już jest zadbany, domowy... przecież kotu się może nie spodobać u nas, może się nie polubić na dzień dobry z dziewczynami. Nie wiem. Mirka nie zawsze zostawia kota. Mirko wypowiedz się

lucas 2014 pisze:My jechaliśmy "po Julisia" tylko 275 kilometrów. Każdy milimetr drogi "się opłacił"!!! Lucas 2014
Jak ktoś się zakocha w kocie, rozumiem

MalgWroclaw pisze:A ja po Klusię niecałe 40 km, ale wiele razy
W sumie jakby się zastanowić to ja też jechałam po kota, a dokładnie po Marysię z Bytomia do Siemianowic Śląskich, żeby ją ukraść. Nie wiedziałam nic o Marysi, nie wiedziałam jak wygląda, wiedziałam że jest i czeka i fruuu... Droga do domu była straszna. Marysia krzyczała i rozdrapywała transporter a ja nad nią płakałam, że ona się boi, że spotka ją krzywda. Po drodze odwiedziłyśmy wetkę. Ale ja tego nie chcę znowu przeżywać. Aż mnie teraz serce piecze. Jak sobie wyobrażę co Marysia czuła, jak się bała, ile jest zwyrodnialców i że na moim miejscu kotka mógłby ukraść zwyrodnialec tak łatwo jak ja
Marysie wzięłam z domu cioci, do której ten kot bezdomny wchodził przez okno. Ciocia zamknęła okno. Ja przyjechałam z suchą puriną. Chuda Marysia zjadła całą miseczkę. Potem się mizialiśmy 2 godziny. Marysia tuliła się do m. i ugryzła go w palec. Były dwie ciocie. Pomogły zapakować kota do transportera i do auta. Więc nie było to takie nagłe.
ser_Kociątko pisze:Widzisz Klauduś, koty podróżują po lepsze życie
Zuza, masz rację, jak byśmy nie wyadoptowywali tymczasów, to nie byłoby już szans na pomoc innym kotom, bo możliwości "przerobowe" są ograniczone i to mocno.
My nie mamy samochodu, ale to wszystko da się zorganizować
Jak nastrój po przespaniu się z wizją Tośka w Twoim domku ?

Nadal mam mieszane uczucia. Powiem szczerze - to takie dziwne. Dziś Tosia się nie wydzierała, koty spokojne. Każda ma swoje miejsce u mojego boku. Tosia często nie pozwala się bawić Marysi. I Marysia rzadko umie ostatnio dorwać się do wędki i biegać. A jak będą dwa zaborcze Tośki? Wiem, że to głupie. Trzeba poszerzyć nasze horyzonty i zrobić miejsce dla trzeciego kotka. Wiecie, zanim to się wydarzy i samo poukłada to człowiek na różne wizje, które go blokują przed podjęciem decyzji. Wyszło to dość nagle

Nie wiem czy Tosiek będzie chciał z nami mieszkać :/
mir.ka pisze:klaudiafj pisze::)
Rozmroziłam kotom mięso, które im kupiłam niedawno. I wzięłam się za krojenie. Tośka od razu wskoczyła na blat:

I ukradła jeszcze nie pokrojony kawał mięsa! A ona nigdy nie lubiła mięsa i nigdy jeszcze go nie ukradła, na te bardzo nieliczne razy, kiedy czasem coś kupię. Raz na parę miesięcy zazwyczaj i bardzo mało.

Jak pożera

Marysia czekała na wątróbkę:

doczekała się


u mnie Tofi to nachetniej nie czekałby na pokrojenie tylko ukradł od razu cały kawałek dla siebie
a jak mała Frania uwielbia surowe mięsko, puszki tak nie znikają
Marysia i Tosia rzadko mają mięso. Częściej była wątróbka. Mięsa nie kupowałam, bo nikt nie jadł. A nagle Tosia zaczęła. Będę kupować takie ilości jak teraz, może ciut większe, ale zrobię z nich jeszcze mniejsze paczuszki. Tak, żeby zmniejszyć ilość tego co zostaje. Niech zjedzą ze smakiem mniejszą ilość

Może dzięki temu przyzwyczają się do tego

Końcówka roku jest u mnie bardzo pracowita i stresowa. Wpadło mi kilka sesji trudnych. Jutro mam taką sesje ala Richard Avedon. Mam nadzieję, że podołam. Ale trzęsę tyłkiem ze strachu :/
Ale co do trzeciego kotka to w sumie ja chyba jestem zdecydowana.