Schował się. Oby nie wywędrował dalej. Smaka napędziła nam nasza Ruda drąc ryja jak on. Jojczenie wydobywało się z krzalunów w jakich rano bunkrował się. Ale w świetle latarki łysnęły białe skarpetki. Serce zamarte z radochy opadło. Nie chciała nas opuścić i ile razy kicianie było tyle razy ona mordę darła. Zimno, mokro i zajebiście wietrznie.
Do doopy to wszystko. Bo tak właściwie po co mi nowy kot
Ale udało mi się zupę ugotować. Zaraz Janusz z pracy wraca. To nic, że groch się nie dogotował

. Jego wina. Ale dzięki temu zupinka jest płynna i przejrzysta.

Idę pocztę obrabiać.
Weekend mi uciekł jakoś, jakoś...