Troszkę iim pomogłam.... Siedziały za kibelkiem, a że kibelek ważna rzecz, to trzeba było zadziałać, zanim komuś się zachce

.
Zasiadłam więc na zamkniętym tronie i wzięłam Tygryska na kolana. Początkowo trochę spięty, z każdym kolejnym głaskiem się rozluźniał. Ocierał pysio o moje palce, ułożył przednie łapki w mojej dłoni i tak sobie siedzieliśmy. Po jakiś 20 minutach wzięłam go do pokoju. I znów lekkie spięcie, a po chwili więcej spokoju. Uciekł dopiero na dźwięk klucz w zamku. Nie trzymałam go na siłę, niech wie, że ma wybór.
Wróciłam do łazienki i powtórzyłam akcję z Puszatką. Miała mniej cierpliwości, ale poliki i karczek do miziania podstawiała. Teraz znów siedzą pod szafą, ale bliżej brzegu. Łypią na nas, są zaciekawione, dziewczynka bardziej.
Dałam świeże jedzonko, różne smaczki, niestety nie jedzą

Są cudowne, łagodne i kochane.
