» Wto paź 03, 2017 9:02
Re: Kocie dziecko i goniąca je białaczka.
Czytam i płaczę, dobrze bowiem wiem, co przeżywasz. Robisz też wszystko, co trzeba i co ważne, by Twoje maleństwo żyło. Nie zadręczaj się tylko myślą, że nie dotarłaś do jakiegoś mega ważnego kociego speca od białaczki w Polsce. My dotarliśmy i prawdę mówiąc "para w gwizdek", tylko straciliśmy kasę i nadenerwowaliśmy kiciusia wożeniem go. Wszystko było dobrze, jak kiciuś nie miał większych objawów, jak się zaczęło ciężko, Wielki Pan Spec ograniczył z nami kontakty. Białaczki jeszcze nikt nie zwalczył medycznie. Są leczone tylko choroby, które atakują zwierzę przez obniżoną odporność. Najlepiej stary wet z wieloletnim stażem, gdzieś niedaleko domu. Jak na dzień dobry proponuje ktoś eutanazję, a kot ma tylko stwierdzoną białaczkę - uciekaj. Interferon etc. to pierniczenie. Zwiększa ryzyko np. podczas zabiegów operacyjnych jest kłopot z zatamowaniem krwi. Tak naprawdę jest jedna szansa - wielka miłość i zapewnienie bezwzględnego spokoju zwierzakowi. Nie wolno nic zmieniać w domu, wozić kocia co chwila do weta, sprawdzać mu objawy (nie świeć mu po oczach). Naucz się samodzielnie robić zastrzyki i kroplówki. Ogranicz wszystkie nieprzyjemności do minimum. Jeżeli on chce być z Tobą w łóżku - niech będzie, choćby posikiwał (weź ręcznik mu podłóż pod pupę). Ma być królem Polski i tak być traktowany. Chwal go za wszystko, mów wesoło, nie hałasuj, głaszcz. Ja tak wyrwałam Marca śmierci z pazurów, zupełnie przypadkiem. Miał umrzeć w ciągu kilku dni, tygodni. Dałam mu absolutny spokój i wszystko, co mógłby chcieć. Miał kilka miesięcy tylko, więc chciałam, by przeżył coś cudownego choć przez chwilę. I przeżył ten trudny czas, objawy zaleczone, wycofały się. Kot stał się wkrótce grubym i wesołym przytulasem. Po roku czy dwóch pojechałam z nim do wetki, która na dzień dobry proponowała eutanazję. Przy wszystkich, w tym jej przełożonym, trzymając moje 5 kilowe, cudne, dziecko w ramionach powiedziałam "Marc, to jest ta pani, co cię chciała uśpić". Laska była czerwona jak burak. Moje zwycięstwo. Trwało niemal 3 lata, po czym spierniczyłam sprawę i zmieniłam coś w domu. Umarła nasza stara psina i adoptowaliśmy nowego psa. Kot się zdenerwował. Odpalił się granat. Już nie dało się tego zatrzymać. Dokładaliśmy mu nerwów wożąc po Ważnych Specjalistach. Dlatego o tym piszę. Co do brzuszka, zwróć uwagę na kuwetę, nasz zaczął nagle jeść piasek z kuwety, szukał pewnie jakiegoś składnika na ukojenie, bo zaczął też jeść węgiel drzewny. Te zbrylające piaski są mega niebezpieczne, bo kamienieją w brzuchach zwierząt. Najlepiej używać trocin, czegoś naturalnego. Polecam witaminizowane mleko (może jest coś w rodzaju ludzkich Nutridrinków) i pasty (takie w tubkach, które wyciskasz, sprzedawane po kilka sztuk w jednym pudełku) oraz delikatne musy dla kociąt, to łatwiej się je i dają masę ciałku, które potrzebuje siły. Są też weterynaryjne karmy. Życzę Ci, by przeżył. Jeśli nie będzie widział, nie ważne, poradzi sobie.