Prawda, że program "straszny". A ludzkie manipulacje sobą i bliskimi są okrutne. Mnie najbardziej poruszają odcinki ,gdzie dzieci są służbą dla takich rodziców. Uwiązane od małego do ich obsługiwania nie potrafią się wyzwolić.
Jesteśmy wszyscy. Choć Entuś słabo. Nie jest to co było przed surowicą. Choć jest lepiej. Ale kot jest nadal wyłączony na jedzenie. Wykazuje zainteresowanie garami. Ale to ciągle nie to. Nic nie wzbudza jego apetytu. Kupiłam wczoraj wiele smaków. Tylko tego co jadł nie było. Przerażona jestem ,że to takie drogie wszystko. Rozbestwiona internetowymi sklepami wywalałam oczy. Ceny 30-50% większe. Majątek wydany został. Od badziewia do wysokiej półki. A wszystko w torebeczce przytargałam. Żeby jeszcze coś zasmakowało to by żal nie było.
Dokarmiam dalej siłowo Convą. Trudno. Nie lubimy się. Numer ,że zwymiotuje bo właśnie się dławi, przestał mnie wzruszać. Upecany okrutnie resztkami wygląda jak nieszczęście. Jakbym kota głodziła i wycierała nim blaty kuchenne. Jest chudy. Miednica wystaje jak u indiańskiej krowy.
Zasnęłam z nim leżącym na moim kadłubku. Opatuliłam polarkiem co miałam na sobie.Mruczał, mruczał...To taki kochany malec.
Tylko żeby jadł.Zaskoczył z tym. Pije troszkę sam. Do miski włożyłam korki bo jakby wody nie widział.
Przed siedemnastą do weta. Koleżanka nas zawiezie. Janusz w pracy.
Ogarniam mieszkanie, Piorę co można uprać w pralce. Podłogę domywam choć wczoraj była na tip-top szorowana. Koteczki postarały się ją upierdzielić. Jeszcze kuwetki trzeba umyć. Jeszcze kąty przejrzeć. Te niemożliwe także. Koteczek potrafi.

Jak zwykle, szafa i porządki w niej, są odkładane w niebyt.
Malusi śpi w drapakowej budce. Opatulony kocykami. Z poduszką elektryczną "na dachu". Podłożona pod tyłek działa jak mata odstraszająca. Kot ucieka. Więc radzę sobie jak mogę by go dogrzać.
Czy mam humor? Nie. Mam wielką huśtawkę nastrojów. Od pewności,że nam się uda. Do rozpaczy,że jednak przegrywamy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Nasze obawy, zachowanie odbija się na stadzie. A to nie jest fajne.