Obudziliśmy się w komplecie. Choć Entuś kiepsko. W nocy jeszcze wymiotował śliną. Opatulona zostałą budka, klatka i w budce. Na hamaczku wiszącym w srodku położona jest poduszka elektryczna. Sam na niej siedzieć nie chce to choć w ten sposób podgrzeję. Apetytu nie ma i broni się jak lew przed jedzeniem. Oczka zapadnięte. Dzielnie poszedł do kuwetki i zrobił siusianka i małą ale "zgrabną" kupkę. Mruczy przy głaskaniu. Probuje się myć. Miał wczoraj dwie łapki w opatrunkach .Na jednej wenflon na drugiej po wenflonie.Więc przewracał się jakby go ktoś podcinał. Nie wiem czy on słabo chodzi bo opatulony bandażami. Czy dlatego ,że jest słaby bardzo.
Nie wiem czy go opychać siłowo Convę czy odpuścić. Enterek przestał walczyć o siebie. Poddał się totalnie.
Rozmawiałam z DT u Ani. Moje osiedle. Widziałyśmy się u weta. Ona wychodziła z kocimi dziećmi w różnym wieku. My wchodziliśmy z naszym. Ma kalici. Takie samo jak nasze. Totalny odjazd. Dwa koty leżą w namiocie tlenowym. Jeden odszedł. Wszystkie nie jedzą, nie piją, leżą tylko.
Co za franca straszna
Mamy problem dziś z wyjazdem do weta. Mąż niby jest ale jakby go nie było. Po nocy dulczy u lekarza swego. Zobaczymy co da się zorganizować. Ja wyrwać się nie mogę.