DO ZAKMNIECIA -dziękuję

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 03, 2017 19:40 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

FElunia pisze:My byliśmy w sobotę. Przepiękne zdjęcia i koty cudne. Trochę serce boli, że bezdomne... Na pewno film pokazuje głównie jasną stronę ich życia, a jak wygląda naprawdę... Jednak warto obejrzeć.


byłam :)
mam podobne zdanie, koty cudne

warto zobaczyć
Obrazek

http://www.nadziejanadom.org/

"Największym egoizmem jest życie dla czystych podłóg, foteli bez sierści i w przekonaniu -już nigdy więcej, bo później boli "

mir.ka

Avatar użytkownika
 
Posty: 76346
Od: Pt cze 01, 2012 10:06
Lokalizacja: Sosnowiec

Post » Czw sie 03, 2017 19:47 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

To pójdę

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 04, 2017 11:29 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

kto mówił,że gorąco? moje Kedi przy temp. 26 + dzisiaj :mrgreen:
Percia w pełnej wersji wełnianki :lol:
Obrazek

Niki w wersji letniej , znaczy sie wiew boczny mu zrobiłam :ryk:
Obrazek

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk


Post » Nie sie 06, 2017 9:27 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

Jeszcze do filmu. Recenzja autorki strony Kocibehawioryzm.pl na fb:
KEDI Sekretne życie kotów – RECENZJA
O filmie KEDI - sekretne życie kotów w sieci jest głośno od dawna. Najpierw pojawiły się piękne zdjęcia i trailery zapowiadające obraz, potem okrzyki zachwytu krytyków i pierwszych widzów po pokazach przedpremierowych, a następnie kolejne urocze komentarze po tym jak 28 lipca film wszedł do polskich kin. Portale i prasa również prześcigają się w peanach: „"FENOMENALNY! To film, który działa kojąco. Odpręża.” pisze portal Onet Film, "Ten film działa na kociarzy niczym kocimiętka na koty. Podczas przedpremierowego seansu co chwila z dziesiątków gardeł wyrywały się jęki rozczulenia, zachwytu i rozkoszy!” głosi z kolei Tygodnik Powszechny. O filmie pisze też magazyn Wprost, Wirtualna Polska i wiele innych gazet czy marek. Wszyscy się zachwycają. Zamiast pomyśleć...
Przed wybraniem się do kina również oglądałam zapowiedzi i czytałam notki prasowe. I z każdą chwilą rosła we mnie obawa, która niestety sprawdziła się podczas seansu 4 sierpnia. Czego się bałam? Że ten film nie pokaże prawdy. I miałam rację – nie pokazał...
Zadaniem filmu dokumentalnego, w moim odczuciu, jest właśnie pokazywanie prawdy – niezależnie od tego czy jest ona ładna, słodka i puchata, czy straszna, przejmująca i smutna. Kiedy jako dziecko oglądałam dokumentalne filmy przyrodnicze, było w nich wszystko: narodziny, macierzyństwo, dorastanie, życie i śmierć. Tak, śmierć jest elementem przyrody. I udawanie, że jest to kwestia marginalna, jest zwyczajnym zakłamaniem realiów. Śmierć w tym filmie pojawia się dwa razy: przy okazji kociaka zaatakowanego przez dorosłego kocura oraz przy okazji historii o kotce, która umierała na nowotwór listwy mlecznej. Co łączy te dwie kwestie? Chyba największy problem tego filmu pokazany tak, by nie powiedzieć o nim wprost a więc...
Nadpopulacja. Kotów w Stambule jest za dużo. I w ciągu całego filmu tylko raz ktoś o tym wspomina mówiąc, że miasto się rozrasta i miejsc dla kotów może zabraknąć. A tymczasem już ich nie ma. Koty bytują na ulicach, przy ludzkich siedzibach, na dachach, w porcie – gdzie się da. Bo nie mają wyboru. Co gorsza – wiele z nich ma „opiekunów”. Ludzi, którzy twierdzą, że o koty dbają. A tymczasem „dbanie” ogranicza się do rzucania kotom jedzenia (najczęściej ludzkiego, które w ich diecie nigdy nie powinno się znaleźć) i ewentualnego podrapania za uchem. Niewiele osób myśli o leczeniu, a praktycznie nikt o kastracji. Co jest tym dziwniejsze, że nie jest to usługa porażająca swoim kosztem. Cena kastracji kotki w Stambule wynosi 100 lir tureckich, za zabieg u kocura zapłacimy 50 lir. Najniższa płaca w tym mieście to 1600 lir miesięcznie. I naprawdę tak ciężko wygenerować fundusze na REALNĄ pomoc tym zwierzętom? Tymczasem film pokazuje brudne i chude kocie mioty, osierocone maluchy szukające pożywienia i kociaki plączące się niemal na każdym kroku. Przerażające są zdjęcia dzieci, grzebiących w ulicznym kartonie, gdzie kotka usiłuje odchować miot. Podobnie jak straszne są sceny kotów walczących o rewiry i zasoby. Sceny, które w polskim widzu wywołują śmiech. A czy ci śmiejący się ludzie byliby równie weseli, gdyby to oni musieli walczyć o możliwość przejścia wąską uliczką czy choć częściowego zaspokojenia głodu wyjadając resztki spod cudzej knajpy? Wątpię...
Kolejne wnioski daje obserwacja samych kotów – oczywiście jeśli się wie na co patrzeć. Ich język ciała w wielu scenach pokazuje ciągłe napięcie i potrzebę czuwania. Bo nigdy nie wiadomo skąd przyjdzie niebezpieczeństwo. I nawet, jeśli niewielu mieszkańców Stambułu celowo koty przegania, to jednak samo miasto jest zagrożeniem: ze swoim ruchem ulicznym, pułapkami urbanistycznymi i opisanymi powyżej innymi zwierzętami. To nie jest raj. To walka – część z nich wyjdzie z niej cało, część nie. Ale o tym już się w filmie nie mówi. Mówi za to, że kotami opiekuje się bóg, co wydaje się zdejmować część odpowiedzialności z ludzi.
Koty w Kedi przedstawione są tendencyjnie. Bywają brudne, ale nie widać tam kotów oślepionych przez Koci Katar czy umierających z powodu zarobaczenia. Jedna z karmicielek wspomina o nowotworach, które zabrały 5 kotów z jej grupy w ciągu 2 tygodni. Ale to tyle. A jest to statystycznie niemożliwe, by w mieście z tak gigantyczną populacją zwierząt nie było tych chorych. Czy więc ekipa filmowa dokonała selekcji? Obawiam się, że tak. Bo gdyby pokazać prawdę film nie sprzedałby się tak dobrze.
Kedi to bajka o bezdomności, opakowana w złoty papierek. Próba wykazania, że kotom z Stambule jest dobrze, bo są kochane przez mieszkańców. Tymczasem mieszkańcy wydają się nie kochać kotów, tylko swoją „miłość” do nich. Rzeczy, które robią, robią dla siebie – nie dla tamtejszych zwierząt. Bo gdyby choć przez chwilę spróbowali się wykazać elementarną empatią, zrozumieliby, że to, czego się dopuszczają, jest de facto dalszym krzywdzeniem. Temu miastu i jego mieszkańcom dramatycznie potrzeba edukacji i systemowych rozwiązań. Bez tego świat tureckich kotów nigdy się nie poprawi.
Ktoś po tym filmie zapytał mnie „czy lepiej, żeby kot jadł słodką bułkę, czy żeby umarł z głodu?”. I choć to trudne pytanie, to myślę, że w ogólnym rozrachunku lepiej, by nie przeżył. Bo wówczas nie przynajmniej będzie mnożył bezdomności i cierpienia.

Dziewczyny, które oglądałyście, też macie takie odczucia? Bo, powiem szczerze, kiedy Krzysiek namawiał mnie, żebyśmy jednak poszli, to powiedziałam, że nie potrzebuję jeszcze oglądać kociej biedy i bezdomności na dużym ekranie, bo mam ją na co dzień. Smutne to :(
Kota ['] 12.12.2015 | Krzyś ['] 21.10.2019 | Niunia ['] 24.01.2022 | Chrapek ['] 3.02.2022 | Kokosz ['] 17.02.2023

Zarejestruj się na FaniMani, rób zakupy i wspomagaj przy okazji fundacje!

Wiewiórki i inne ptaki

Katia K.

Avatar użytkownika
 
Posty: 12814
Od: Wto kwi 18, 2006 19:17
Lokalizacja: Lublin

Post » Nie sie 06, 2017 10:40 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

Można powiedzieć, że "Giuseppe w Warszawie" tez zakłamuje rzeczywistość, bo nie pokazuje przerażających realiów wojny. Taki zarzut można postawić wielu filmom.
Według mnie autorka Kedi nie chciała zrobić filmu dokumentalnego pod tytułem "Życie i śmierć kotów w Stambule jako problem społeczny". Zajęła się stosunkiem ludzi do kotów. Zwykłych ludzi, którzy koty po prostu lubią, opiekują się nimi jak umieją, karmią koty tym, co mają. Szczerze mówiąc, najwięcej tam było surowych ryb, co jednak nie jest równoznaczne ze schabowym w panierce rzuconym z talerza. Że pani opiekująca się kilkudziesięcioma kotami daje im gotowany makaron z kurczakiem, a nie karmę dla kotów? Ano, bo może nie stać jej na nią? Czy jest coś złego w pięknym, poetyckim zdjęciu kota bezdomnego, zrobionym na konkurs fotograficzny, w którym można wygrać np. karmę dla kotów, tylko dlatego, że nie pokazuje nędzy życia na ulicy? Nie można wszystkiego sprowadzać do walki o dobrostan.
Autorka chciała pokazać, że mieszkańcy Stambułu naprawdę lubią koty, mają do nich szczególny, ciepły stosunek. Nie pozwolą skrzywdzić. Że zamiast kopnąć, otruć, uderzyć, jak ma to miejsce w naszej wspaniałej, cywilizowanej Europie, zatrzymają się, żeby kota pogłaskać, potarmosić, coś do niego zagadać. Brak sterylizacji i kontroli populacji? Nie o tym miał być według mnie ten film.
Obrazek

Afatima

 
Posty: 5739
Od: Nie mar 02, 2008 12:33
Lokalizacja: Warszawa - Natolin

Post » Nie sie 06, 2017 12:02 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

Katia K. pisze:Jeszcze do filmu. Recenzja autorki strony Kocibehawioryzm.pl na fb:
KEDI Sekretne życie kotów – RECENZJA
O filmie KEDI - sekretne życie kotów w sieci jest głośno od dawna. Najpierw pojawiły się piękne zdjęcia i trailery zapowiadające obraz, potem okrzyki zachwytu krytyków i pierwszych widzów po pokazach przedpremierowych, a następnie kolejne urocze komentarze po tym jak 28 lipca film wszedł do polskich kin. Portale i prasa również prześcigają się w peanach: „"FENOMENALNY! To film, który działa kojąco. Odpręża.” pisze portal Onet Film, "Ten film działa na kociarzy niczym kocimiętka na koty. Podczas przedpremierowego seansu co chwila z dziesiątków gardeł wyrywały się jęki rozczulenia, zachwytu i rozkoszy!” głosi z kolei Tygodnik Powszechny. O filmie pisze też magazyn Wprost, Wirtualna Polska i wiele innych gazet czy marek. Wszyscy się zachwycają. Zamiast pomyśleć...
Przed wybraniem się do kina również oglądałam zapowiedzi i czytałam notki prasowe. I z każdą chwilą rosła we mnie obawa, która niestety sprawdziła się podczas seansu 4 sierpnia. Czego się bałam? Że ten film nie pokaże prawdy. I miałam rację – nie pokazał...
Zadaniem filmu dokumentalnego, w moim odczuciu, jest właśnie pokazywanie prawdy – niezależnie od tego czy jest ona ładna, słodka i puchata, czy straszna, przejmująca i smutna. Kiedy jako dziecko oglądałam dokumentalne filmy przyrodnicze, było w nich wszystko: narodziny, macierzyństwo, dorastanie, życie i śmierć. Tak, śmierć jest elementem przyrody. I udawanie, że jest to kwestia marginalna, jest zwyczajnym zakłamaniem realiów. Śmierć w tym filmie pojawia się dwa razy: przy okazji kociaka zaatakowanego przez dorosłego kocura oraz przy okazji historii o kotce, która umierała na nowotwór listwy mlecznej. Co łączy te dwie kwestie? Chyba największy problem tego filmu pokazany tak, by nie powiedzieć o nim wprost a więc...
Nadpopulacja. Kotów w Stambule jest za dużo. I w ciągu całego filmu tylko raz ktoś o tym wspomina mówiąc, że miasto się rozrasta i miejsc dla kotów może zabraknąć. A tymczasem już ich nie ma. Koty bytują na ulicach, przy ludzkich siedzibach, na dachach, w porcie – gdzie się da. Bo nie mają wyboru. Co gorsza – wiele z nich ma „opiekunów”. Ludzi, którzy twierdzą, że o koty dbają. A tymczasem „dbanie” ogranicza się do rzucania kotom jedzenia (najczęściej ludzkiego, które w ich diecie nigdy nie powinno się znaleźć) i ewentualnego podrapania za uchem. Niewiele osób myśli o leczeniu, a praktycznie nikt o kastracji. Co jest tym dziwniejsze, że nie jest to usługa porażająca swoim kosztem. Cena kastracji kotki w Stambule wynosi 100 lir tureckich, za zabieg u kocura zapłacimy 50 lir. Najniższa płaca w tym mieście to 1600 lir miesięcznie. I naprawdę tak ciężko wygenerować fundusze na REALNĄ pomoc tym zwierzętom? Tymczasem film pokazuje brudne i chude kocie mioty, osierocone maluchy szukające pożywienia i kociaki plączące się niemal na każdym kroku. Przerażające są zdjęcia dzieci, grzebiących w ulicznym kartonie, gdzie kotka usiłuje odchować miot. Podobnie jak straszne są sceny kotów walczących o rewiry i zasoby. Sceny, które w polskim widzu wywołują śmiech. A czy ci śmiejący się ludzie byliby równie weseli, gdyby to oni musieli walczyć o możliwość przejścia wąską uliczką czy choć częściowego zaspokojenia głodu wyjadając resztki spod cudzej knajpy? Wątpię...
Kolejne wnioski daje obserwacja samych kotów – oczywiście jeśli się wie na co patrzeć. Ich język ciała w wielu scenach pokazuje ciągłe napięcie i potrzebę czuwania. Bo nigdy nie wiadomo skąd przyjdzie niebezpieczeństwo. I nawet, jeśli niewielu mieszkańców Stambułu celowo koty przegania, to jednak samo miasto jest zagrożeniem: ze swoim ruchem ulicznym, pułapkami urbanistycznymi i opisanymi powyżej innymi zwierzętami. To nie jest raj. To walka – część z nich wyjdzie z niej cało, część nie. Ale o tym już się w filmie nie mówi. Mówi za to, że kotami opiekuje się bóg, co wydaje się zdejmować część odpowiedzialności z ludzi.
Koty w Kedi przedstawione są tendencyjnie. Bywają brudne, ale nie widać tam kotów oślepionych przez Koci Katar czy umierających z powodu zarobaczenia. Jedna z karmicielek wspomina o nowotworach, które zabrały 5 kotów z jej grupy w ciągu 2 tygodni. Ale to tyle. A jest to statystycznie niemożliwe, by w mieście z tak gigantyczną populacją zwierząt nie było tych chorych. Czy więc ekipa filmowa dokonała selekcji? Obawiam się, że tak. Bo gdyby pokazać prawdę film nie sprzedałby się tak dobrze.
Kedi to bajka o bezdomności, opakowana w złoty papierek. Próba wykazania, że kotom z Stambule jest dobrze, bo są kochane przez mieszkańców. Tymczasem mieszkańcy wydają się nie kochać kotów, tylko swoją „miłość” do nich. Rzeczy, które robią, robią dla siebie – nie dla tamtejszych zwierząt. Bo gdyby choć przez chwilę spróbowali się wykazać elementarną empatią, zrozumieliby, że to, czego się dopuszczają, jest de facto dalszym krzywdzeniem. Temu miastu i jego mieszkańcom dramatycznie potrzeba edukacji i systemowych rozwiązań. Bez tego świat tureckich kotów nigdy się nie poprawi.
Ktoś po tym filmie zapytał mnie „czy lepiej, żeby kot jadł słodką bułkę, czy żeby umarł z głodu?”. I choć to trudne pytanie, to myślę, że w ogólnym rozrachunku lepiej, by nie przeżył. Bo wówczas nie przynajmniej będzie mnożył bezdomności i cierpienia.

Dziewczyny, które oglądałyście, też macie takie odczucia? Bo, powiem szczerze, kiedy Krzysiek namawiał mnie, żebyśmy jednak poszli, to powiedziałam, że nie potrzebuję jeszcze oglądać kociej biedy i bezdomności na dużym ekranie, bo mam ją na co dzień. Smutne to :(

Tak, dokładnie takie samo jest moje odczucie po obejrzeniu filmu. Dla mnie ten film jest bardzo smutny. Od razu nasuwało mi się pytanie, czy nie ma w Turcji żadnych organizacji pro zwierzęcych zajmujących się kastracją, uświadamiających ludziom jej potrzebę? Te kocięta jeżeli w ogóle przeżyją, to zasilą szeregi kolejnych kotów ulicy i mnożyć będą dalej i dalej kocią biedę.
Wiem, że niektórym film się podobał. Ale wydaje mi się, że ludzie którzy znają te "uroki" życia kotów bezdomnych i na co dzień borykają się z tymi problemami (dokładnie tak jak to Kasiu napisałaś) inaczej jednak odbierają taki film.
Obrazek

Adoptuj. Nie kupuj.

zuzia96

Avatar użytkownika
 
Posty: 9096
Od: Czw wrz 13, 2007 14:07
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Nie sie 06, 2017 15:59 Re: Tulinek, czyli kot, który...Kedi

Przyznam,że ja spojrzałam na ten film podobnie jak Afatima.Czytałam przytoczona recenzję, w mojej ocenie jest beznadziejna.
Zupełny brak zrozumienia przesłania filmu.

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pon sie 07, 2017 19:51 Re: Tulinek, czyli kot, który...

A ja odebrałam go inaczej niż Ty. Po przeczytaniu recenzji Kocibehawioryzm.pl spodziewałam się czegoś gorszego, ale i tak przychylam się do opinii, że to bardzo smutny film. Gdyby pokazano w nim całą prawdę, byłby porażający. I obawiam się, że niechcący zrobi bardzo złą robotę - część osób nie mających pojęcia o tym, jak wygląda trudna kocia rzeczywistość - oczywiście nie mam na myśli Ciebie, Oleńko i innych forumek, którym film się podobał, tylko takich, z całym szacunkiem, zwykłych oglądaczy ładnych kotków - może uznać, że fundacje i różni nawiedzeni kociarze przesadzają - przecież miejskim kotom tak przyjemnie się żyje...

Na Filmwebie przeczytałam taki komentarz: przesiadywanie w kafejkach, leniwe przechadzanie ulicami, nienarzucający się przyjaciele, uczynni sąsiedzi...czyż życie kota nie jest piękne? (...)

Tundra

 
Posty: 3651
Od: Śro sie 27, 2014 9:32

Post » Wto sie 08, 2017 6:40 Re: Tulinek, czyli kot, który...

Kochani,jedno jest pewne film poruszył tematykę kocią na tyle,że stały się zauważalne nawet dla tych,którzy ich wcześniej nie dostrzegali,wywołał wiele różnych reakcji i odczuć, prawie jak niegdyś książka Kod Leonarda ;-)
Kedi,czyli kot i tylko to jest e tytule,reszta dopisek polski wg mnie już sugerując na co trzeba zwrócić uwagę :? Dla mnie Kedi to fascynacja autorki kocią naturą sensu stricto i tyle.hawk
Ostatnio edytowano Wto sie 08, 2017 9:53 przez alessandra, łącznie edytowano 2 razy

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto sie 08, 2017 6:48 Re: Tulinek, czyli kot, który...

Obrazek
nie chce się obrócic z tego idiotisze tel :?

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto sie 08, 2017 9:24 Re: Tulinek, czyli kot, który...

A co to jest??
Prawo i Sprawiedliwość jest najbardziej mściwym gangiem politycznym w Europie./Davies

Obrazek
"Lepiej czasem zapalić małą świeczkę, niż przeklinać mrok.."

morelowa

 
Posty: 26004
Od: Sob gru 19, 2009 10:38
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sie 08, 2017 9:45 Re: Tulinek, czyli kot, który...

morelowa pisze:A co to jest??

Zagadka :mrgreen:

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto sie 08, 2017 9:53 Re: Tulinek, czyli kot, który...

przychmurzony księżyc, co na dwie strony świeci :)
Obrazek

czarno-czarni

Avatar użytkownika
 
Posty: 42098
Od: Pon lip 21, 2008 12:35
Lokalizacja: Hradec Králové

Post » Wto sie 08, 2017 10:04 Re: Tulinek, czyli kot, który...

czarno-czarni pisze:przychmurzony księżyc, co na dwie strony świeci :)
widać,ze jeszcze wakacyjna nutka gra :lol: tak jest :ok:
Ciocia morelowa na nocną wyprawę trzeba pójść i przypomnieć sobie uroki letniej nocy :wink:

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26888
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, Claude-meave, Paula05 i 148 gości