Maja [*], Gucio [*], nowy rozdział: Luśka i Tygrysek

Trzymajcie kciuki, jest słabiutko

Renata, myślę o Was ciepło, kciuki trzymam.

To nie jest zwykle calici, to zmutowany wirus, który nie poddaje się leczeniu, tak jak "zwykły" calici

Ja też chodziłam z tą zdrową kotką ostatnio kilka razy na Białobrzeską. Musiałam przynieść wirusa do domu. Teraz z tą chorą byłam w poniedziałek i we wtorek na Białobrzeskiej. Stosowali zabezpieczenia i już na drugiej wizycie był specjalnie przygotowany dla nas gabinet. Na trzeciej wizycie (we wtorek wieczorem byliśmy bo wydawało mi się że przestała widzieć, ale lekarze stwierdzili, że się kotka nawaliła po bunondolu, teraz mam to odstawić i dawać tylko w przypadku bardzo silnego bólu) to już było bardzo dziwnie i nawet nieswojo się poczułam, że jesteśmy trędowate. Pani doktor nawet nie chciała jej dotknąć. Ale oni teraz muszą uważać więc mimo że ja się dziwnie poczułam to po części ich rozumiem. Leki będę podawać sama w domu. Mam nadzieję że pomogą. A do przychodni idę tylko w razie pogorszenia. Moja kotka też była szczepiona.

Kurczę, czytałam jakiś czas temu o tym, że zjadliwa forma wirusa pojawiła się w USA i zdążyła przywędrować do Europy

Pisano, że miał bardzo wyoską zakaźność, tzn. lekarze obsługujące chore koty w ubraniach ochronnych niestety zarazili również inne koty, z którymi mieli kontakt.

Trzymajcie się, Majka ma lepszą odporność, dostaje interferon, trzeba wierzyć, że da radę.

Ja się nie czuję, jak trędowata. Rozumiem to, jako opiekun kota oczekuję wręcz takiego postępowania. Być może, gdyby wcześniej się zorientowali i wdrożyli takie środki ostrożności, nasze koty byłyby zdrowe. Nie chcę by zarażały się kolejne koty.
My jesteśmy w przychodni codziennie od niedzieli, po naszym wyjściu gabinet jest zamykany i odkażany.
Teraz Mają leży pod kroplówką i jest ogrzewana, bo miała 35.5 stopnia.

O rany, co za zjadliwa cholera

Maju, duzo sily kochana, zwalcz te zarazę.

Regata, aż trudno uwierzyć, co Was spotyka. Bardzo mocno trzymam kciuki i za Maję i za Ciebie, bo domyślam się, co czujesz (takie zarażenie spotkało też przed laty mojego chorego kota). Nie odzywam się w Twoim wątku, ale śledzę i bardzo mocno kibicuję.