Miałam pozytywniej i optymistyczniej .. z jakims zdjęciem.
Jest pesymistycznie.. Mi jest..
Migdał chory - niezdiagnozowany. 1,5 doby praktycznie niejedzący, niepijący, śpiący-leżący w jednym miejscu. Ale jednej i drugiej nocy była kupa i siku - uspokajająco.
Wczoraj wet, oczywiście na sedalinie ,który i tak ledwo się udało podać, mimo, że w żelu. Kot absolutnie nieobsługiwalny, jeśli ktoś nie pamięta.
Ale u weta już spoko - temperatura w normie, choć mnie się wydawało, że wcześniej bardzo ciepłe uszy to przejaw może gorączki. W gardle i paszczy nic nie widać. Obmacanie i usg nie wykazuje jakichś zaległości w jelitach, poza czymś niewielkim co zdaniem weta nie powinno być przyczyną. Aha, bo poza niejedzeniem/niepiciem, wczoraj rano dwa razy zwymiotował małą ilość płynu. Niestety, żadnych kłaków, na co liczyłam.
Dostał antybiotyk, przecibólowy, kroplówkę.
Po powrocie ... pił. Pierwszy raz w życiu [przy mnie ] pił z gara w zlewozmywaku [bez płynów ofc] i miski kociej. Zjadł łyżke surowego mięsa.
I to tyle , jeśli chodzi o dobre rokowania
Dziś już ani w kuwecie, ani jedzenia , ani picia. Po południu łyżka gurmeta z wodą, łyżeczka jogurtu z palca... Ani ulubione puszki, ani surowa ukochana wieprzowina.
Zachowuje się tak jakby coś mu zawadzało gdy podstawiam miskę lub palec - powącha, wystawi język trochę nie liżąc jednak i rezygnuje. Dlatego moje przypuszczenia były w kierunku anginy/coś w gardle, lub zakłaczenia. Może być coś dalej ? w tchawicy, krtani?
Mam tylko pomysł, żeby jeszcze rentgen.
Ale - nie wiem na ile ktoś kto nie ma takiego kota - będącego przeciwieństwem Moreli - zdaje sobie sprawę, jak trudno go zabrać do weta. Nie ma zębów i na tę chwilę [wczoraj] ma obcięta pazury, ale to kot z długimi łapami , bardzo śliskim, jedwabistym futrem i skręcający się w korkociąg. Dodatkowo na wejście innej osoby lub mnie z kocykiem np. ale coś w ten deseń, włażący w najmniejszą dziurę i uciekający kanałami.
Na łapanie na siłę reaguje potwornym lękiem, płaczem i sikaniem, a i tak się wykręci.
Wyniki badania krwi będą jutro.
Obwąchiwałam go łącznie z paszczą, biorąc pod uwage mocznik. Nie czuć - węch mam dobry, ale może to nie czuć po prostu?
Z rzeczy, które mnie napawały lekkim optymizmem - wczoraj po tym piciu i zjedzeniu, nagle zaczął się bawić i zmienił miejsce do spania. Dziś też ni z tego ni z owego rzucił się na jakąś moja sznurówkę , co wykorzystałam do machania jakąś wędką i nawet z sukcesem.
Niestety, podanie dziś antybiotyku - proszek z wodą w strzykawce - nie skończyło się już sukcesem. Prawie wszystko w niego wlałam , na siłę i przygniatając , ale większość chyba się wydostała na zewnątrz bo kot się zaślinił upiornie.
Jeśli ktoś ma jakiś pomysł - to poproszę.
Jednocześnie - on się nie obraża, u weta przytulał się i dawał buzi, jak się do niego przytulam w domu, a nie mam niczego w rękach, też nie ucieka i pomrukuje.
To jedno. Drugie.
Kotka w wysokiej ciąży , wolnożyjąca. Blisko, na Kozanowie, namierzona gdy ze znajomą szukałyśmy jej kota [kot sam wrócił po 3 dniach] . Namierzanie karmicielki - bezskuteczne. Kotka ma pełno misek w osłoniętym miejscu, otwarte okienko piwniczne, drabinkę/deske na dół do piwnicy. Kartka z naszym nr telefonu, do karmicielki, lezy sobie nie niepokojona. Podejrzewam ,że karmicielka lubi małe kotki...
Po iluś dniach dziś tę kotkę zobaczyłam ,właśnie już w b.widocznej ciąży. Mam już talon. Znajoma ma samochód.. Ale przecież musi być jakoś pod górę.
Znajoma dziś nie, bo ma gości i piecze ciasto.
Info od wiiwii, że talony powinny być chyba dwa, bo coś lecznice tak żądają..
Trudność ze znalezieniem miejsca do przetrzymania... Po obdzwonieniu wszystkich znajomych, co moim zdaniem by mogli, okazało się, że nie mogą. Ja też - patrz wyżej + Morela z cukrzycą i nowotworem, oba koty nieszczepione w związku z powyższym. Piwnicy brak.
Miejsce znalazła wiiwii, ale teraz szukam samochodu w związku z tym pieczonym ciastem..
A, i drugiego talonu też szukam. Tyle, że niedziela to lecznice nieczynne, czyli nie mogę się nawet upewnić co do tej potrzeby.
Jeśli samochód znajdę, to będę dziś próbowała kotkę złapać. Powinna się udać, bo się miziała, choć nie tknęła jedzenia, które jej zaniosłam.
Ale .. cholera wie z kotem... Poza tym to ten typowy, ulubiony wygląd - mała , czarna, przyrudziała..
Trzecie.
Pisałam już , że większość rzeczy użytecznych w kuchni i poza nią mi się zepsuła? Pisałam.
Urwał mi się grzejnik. Spadając z pufa i fotela, po próbie odczepienia zasłony, omsknęłam się , stanełam na grzejniku.. - wyszło ze ściany to co go trzymało. Szczęście tylko, że to końcowy i od strony bez rurek. Rurki się
wygły , ale nie pękły i przytomnie grzejnik podparłam klinem, bo sie nie oparł o podłogę. Po 15 wraca 'pan od napraw' i przyjdzie.