Marzanna pisze:Powiem tak: nie rozumiem ataku niektórych forumowiczów na ten wątek i jego entuzjastki, że nie wspomnę o inwektywach typu 'pseudokociolubne" czy (chyba) naiwne dziewczątka. Każdy ma prawo do propagowania takiego stylu życia swojego pupila, jaki uważa dla niego za najlepszy i licytowanie się, kto jest doskonalszym opiekunem jest bez sensu, bo wszyscy chcemy dobrze dla naszych kotów, tylko każdy w inny sposób. Dla niektórych niestety, chyba jest nie do zaakceptowania fakt odmiennego zdania.
A porpos kwestii bezpieczeństwa, tak często wysuwanej - wg widziana jest jednostronnie. Postrzega się świat zewnętrzny jako tylko zagrożenie i zakłada, że każdy kot, który wychodzi skończy marnie swój żywot. Owszem, jest taka możliwość, twierdzić coś przeciwnego byłoby niepoważe. Ale to tak, jak na podstawie statystyk wypadków samochodowych uważać, że każdy kto jeździ samochodem na pewno zginie. Czy z tego powodu wyrzucamy kluczyki do naszych aut? Osobiście znam koty, które od lat wychodzą i raczej bliski im jest koniec żywota ze starości, bo są już wiekowe. Z drugiej strony jeżeli patrzymy na ten problem nie rozumiem, dlaczego uznaje się 4 ściany za tak bezpieczne miejsce? A upadki, poparzenia, że o możliwości spłonięcia w pożarze domu nie wspomnę. Są to oczywiście jednostkowe przypadki, można więc je marginalizować . Ale jest też kwestia tzw. chorób cywilizacyjnych, na które kot zamknięty całe życie w pomieszczeniu cierpi. Nikt nie zastanawiał się, dlaczego tak często chodzi z kotem do weterynarza, na tym forum aż roi się od wątków dot. problemów zdrowotnych! Z osobistych doświadczeń wiem, że jak moja Niunia wychodziła, nie było z nią żadnych problemów, ot standardowe wizyty w celu szczepienia, odrobaczenia itp. Od kiedy siedzi w domu ciągle tylko wizyty i wizyty, przede wszystkim paradontoza, potem alergiczny świąd skóry, którą rozdrapuje do krwi i żaden vet na to nic nie może poradzić. Co dziwiniejsze nasila się to zimą a latem, jak przebywa na balkonie objawy się wyraźnie zmniejszają. Mam nadzieję, że dotrwa do przeprowadzki i odczuje ulgę. To na tyle w kwestii cierpienia, która często jest tu wysuwana jako lejmotiw śmierci, która to wg niektórych na pewno a na pewno spotka kota wychodzącego. Jak widać można też cierpieć długo i w 4 ścianach.
Na koniec w kwestii woliery: proszę przeczytać jeszcze raz wcześniejszy post, to nie kwestia ceny ani estetyki jest na pierwszym miejscu, ale kwestia tworzenia 'klatki'. Najsmutniejsze i najbardziej nieszczęśliwe zwierzęta dla mnie są w zoo i takowego nie zamierzam robić w moim ogrodzie. Pozdrawiam.
Marzanna zgadzam się z Tobą całkowicie.

Moi rodzice mają dom z ogrodem. Aktualnie mają 3 koty, w tym 2 adoptowane z forum. Wszystkie kociaki sa kotami wychodzącymi i świetnie się mają. Czy to, że rodzice dali im szansę na przetrwanie, dali ciepły kat, pełną miseczkę, mnóstwo czułości a jednocześnie wolność oznacza, że są "pseudokociolubni"? Czy lepiej, żeby koty były męczone jako niewychodzące w jakimś stadzie i głodzone?