Ja bardzo doceniam kulturę osobistą Pruszyna

, to jest kotek, który prędzej by się rozpękł, niż gdzieś nabrudził, on jest, jak taki dystyngowany pan w średnim wieku, co to za budką z piwem sikał nie będzie, nawet, żeby mu uszami miało wyjść.
W czasach Pruszynkowej młodości, jak mu hormony szalały a nie mogłam go kastrować, bo się doleczał, to jak już tak bardzo go
sparło i musiał sobie oznaczyć, to szedł do łazienki i siurał nad odpływem, albo ostatecznie w przedpokoju w jednym kącie, ale to tez nie za często.
Z kuwetą to wpadka była

, jak jestem, to przeważnie sprzątam po każdym użyciu.
Gerberkopodobne robiłam im sama, bo na trzy gęby, to trochę taniej, taką letnią, miksowaną, mięsną papkę.
Krówczaty zaczyna pomału jeść, ale strasznie długo u niego ta infekcja trwa, wciąż na antybiotyku i jeszcze kicha.
Grubas mnie wczoraj wyprowadził z równowagi i chyba drugi raz w życiu na niego nawrzeszczałam

, ogromnie źle się z tym czuję dzisiaj, wyszłam wczoraj wieczorem na trzy godziny i jak wróciłam, to pół brzucha wyślimaczone znowu.
To chyba już u niego taki nawyk, jak jestem i go pilnuję to odpuszcza, jak zaczyna się lizać i mówię "nie wolno" i odwracam jego uwagę, stuknę czymś, zawołam na smakołyk, to zapomina i dłuższy czas jest spokój.
Jak widzi, ze nie patrzę, to skubie, albo idzie się poskubać do łazienki

, zaczynam podejrzewać, że jemu w jakiś dziwny sposób sprawia to przyjemność, rozładowuje się jakoś, jak ludzie obgryzający paznokcie ?
Chyba jednak muszę pomyśleć o jakimś kołnierzu, czymś, co mu to skubanie uniemożliwi, a nie będzie zbyt uciążliwe.
Od wczoraj mam czarną serię zdarzeń, dzisiaj dzień, że nie wiem co jeszcze niemiłego mnie spotka.
Czego nie dotknę, albo się psuje, albo zdarzenia idą nie tak.
Wczoraj wariat zza ściany znowu dostał amoku, to się robi już nie do wytrzymania, już raz mnie tak wk...wił, że złapałam co pod ręką, akuratnie był to młotek i pomyślałam jakoś tak zimno, że rozwalę mu czachę i będzie wreszcie spokój, chyba miałam to wypisane na twarzy, bo zwiał, aż się za nim kurzyło.
Wczoraj dobijał mi się do pracowni, wrzeszczał, że wezwał policję, że już po mnie jadą, ze mnie zabiorą, że on ma już na mnie całą dokumentację, że skończy się wreszcie moje (jego) podsłuchiwanie i robienie dziur w suficie

. Próbował mi robić zdjęcia telefonem, jako dowód, że byłam w pracowni, że się tego nie wyprę.
Pracowni, którą wynajmuję i za którą płacę, naprawdę dziwne, ze w niej byłam.
Dzisiaj o ósmej rano zaczął biegać po schodach i skakać z całym impetem ze stopnia na stopień, a to schody drewniane, rumor jak cholera, ponieważ ja nic, to się znudził po pół godzinie.
Za chwilę idę włączyć maszyny w pracowni, przewiduję szwungu ciąg dalszy.
Kupię dzisiaj paralizator, gaz mam, zastanawiam się, czy nie od razu kałacha.
Sytuację mam taką, że muszę wytrzymać do końca przyszłego roku, znowu mnie czeka rozmowa z właścicielem.
Ech.....