Dzięki kochani za zainteresowanie i pomoc.
Małgosiu, dzięki wielkie. Ale by jeździc po szrotach trzeba autko zrobić. I tak Janusz planuje. Na Allegro nie miałam kiedy wejść. Wczoraj padłam. Odbiło mi się dźwiganie Farka i prawa strona odmówiła posłuszństwa. Głupia byłam ,że na autobus poszłam. Więcej wydałam teraz na leki niż bym taksiarzowi zapłaciła.
Piotrek, dzięki za chęć podzielenia się akumulatorem. Janusz kłania się nisko . dziękując mówimy "nie" .Rozmawiałam z moim faciem i już poczynił pewne ustalenia z mechanikiem. Może dziś odholują grata.
Rocznik też dopytałam. To kobitka z 1999 roku.
Nerwy deczko nam puściły już. Choć myślę, że Janusza bardziej trzyma niż mnie. Odczuwa też bardziej dyskomfort, bo ma kłopoty z dotarciem do pracy i z pracy. Jego tyłek nawykły do czterech kółek. Jam nawykła do dreptania.
Niepokoją mnie dwie kocie z kotłowni. Pisałam już, że schudły. Biały Ogonek, nie że dość, że chuda to jeszcze brudna. A to normalne nie jest. Daję im od kilku dni "czyste" nerki i saszetki z sosem. Jakby lepiej jest. Choć czarna , Kropeczka, dzisiejszego poranka odmówiła śniadania. Uciekła. Martwie się. To nie jest normalne. Może zęby? Może nery? Mają już około 9 lat więc wsio możliwe. Plany ich odłowienia i ew obejrzenia przez weta upadają bo bez auta to doopa blada. Chciałam zastosować manewr znany ale ciągle budzący zaskoczenie. Ja łapię, załatwiam wszystko tzn weta, a Janusz jest informowany ,że kota wiezie.

Więc musi być dostępny i jeżdżacy. IInaczej nic nie ma sensu. Są zbyt dzikie bym mogła je w domu trzymać. Poza tym apartamenty zajęte. To tak piszę gdyby mnie coś do łba strzeliło. Nic to, zakupie zapas saszetek badziewiastych i bedziemy podejmować próby trafienia w gusta. Jeszcze mi jedna kocica została na odrobaczenie. Jakoś trafić nie mogę na nią.
Ranek jak co dzień. Obudziłam się i ze strachem zauważyłam, że mam 25 minut opóźnienia. Czyli jest wedle moich oczu nie dowidzących 5,25. Biegusiem kadłubek podniosłam. Żarcie zapodałam. Pranie wstawiłam. Nery zaczęłam szykować szybciusio, szybciusio. Prawie paznokcie użynając. Nerwowo zerknęłam na wyświetlacz godzinowy i... zdziwiłam się, że mi tak dobrze idzie. Była 5,15 . Nic a nic moich podejrzeń nie wzbudziło.

Dopiero zajarzyła mi się lampka oświecenia jak pomyślałam, że kuwety wyrobie się ogarnąć. Uświadomienie sobie ,że wstałam po 4-tej zabiło we mnie całą energię. Od razu poczułam się zmęczona i ...oszukana. Wyszłam wcześniej by spokojnie ,spacerkiem koty obłatwić. Po drodze zauważyłam, że już bzy już przekwitły. Nie wiem nawet kiedy. Dopiero co były cudnie rozwinięte i rozsiewały zapach. A już brązowe paskudy wiszą na gałęziach. W Tereskowym ogródki drobniusie bratki wybiły do góry. Na chudzieńkich nożynkach łodyg, kolorowymi twarzyczkami wystają ponad trawy. Wyglądają jak ciekawskie dzieci co to ukrywają się w zabawie. Podglądają. Irysy wybujały też cudnie. Plama fioletu jest przebita jedną złotą sztuką. Zaplątał się taki wyrodek i ład burzy kolorystyczny. Pod murem, na terenie kotłowni wystają maki. Kępka rośnie sobie spokojnie, wygląda zza dziur i czaruje czerwienią. Dawno ich nie widziałam. Za płotem ktoś podlewa ogródek. Znaczy się podłączył ustrojstwo. Strumień ruchomy wody wali ku niebu omaczając rosnące nie opodal świerki. Krople spadają w słońcu tworząc cudną tęczę. Która co zaraz znika jak deszcz opadnie. Do następnego wodospadu. Stałam i patrzyłam. Kąt oka zauważył jakiś ruch. Młodziusi kot, biało-bury, przebiega przez ulicę. Wpadł w krzaki kilka krokó ode mnie. Tęcza poszła w niepamięć. Kiciam. Lekuchne zawahanie u futra. Jednak zwierzak biegnie dalej. Ja za nim drepczę, tokując słodko. Przeskoczył przez płotek ogródkowy i zanim dobiegłam to znikł. Szkoda. Jeśli wychodzący to gratuluję pomysłu wypuszczania dzieciaka przy ruchliwej ulicy. W miejscu gdzie również od zaj...nia jest dostawczaków bo sklep na sklepie stoi. Jeśli wywalony to może się uchowa jakoś. Wieczorem poszukam. No by było na tyle było uroku mego tego ranka.