» Pt maja 12, 2017 7:39
Re: OTW16- życie DT to nie jest bajka ;( a czasem jest:)
Dziś wcześniej się obudziłam. Nie wiem skąd te dranie wiedzą ,że nie śpię. Ale wiedzą. Obudziło mnie narastające dudnienie w domu. Godzina 4,30 a tutaj koty uwagi sobie zaczynają wymieniać. Słucham. Nie, chyba mnie się śni . Nie, nie śni mi się. Coś słychać. Akuratna pora by sąsiadów pobudzić. Podniosłam tyłek poleciałam truchtem do pokoiku. Tam z reguły zaczynają się konflikty. Nic. Zero kota. Tylko Angel na szafie siedzi. Na mój widok przewrócił zalotnie oczyskami i zamrauczał. Wiadomo, żreć mu się chce. Ale to jeszcze nie czas.
Wracam. Fartek wybiega w popłochu z kuchni. Wulkan nastroszony tam siedzi. A więc jednak coś się zadzaiło tylko nie tam gdzie zwykle. Dobra. Zbeształam gówniarzy i wróciłam pod kołderkę. Ale sen poszedł się rypać. Wycieczki za to się zaczęły. Na dywaniku tłoczno się zrobiło. Za drzwiami zamkniętymi dla "wybrańców" też się głośnawo jest. Co i raz jakiś futrzak wskakiwał by w oczy me zerknąć swymi, zamglonymi przez głód. Wstałam. Dwie puszki otwarte z syknięciem. Mlaskanie w całym domu się rozległo. Jeszcze więzienia nakarmić, jeszcze kuwety, jeszcze dzikunowe żarło, jeszcze umycie głowy i suszenie, zamiecenie żwiru, wciągnięcie na się ciuchów, bucików, tuszu i biegusiem z domu wypadłam. Złapałam jeszcze bułkę w sklepie, zamówiłam nery na jutro... Dziki obsłużyć jeszcze trzeba. Lecę, lecę... Las, tradycyjnie, rozpirzony. Szylka sklepowa czeka. Z dala ją widać. Kotłownia takoż się obudziła i przez płot zerka. Po drodzie jeszcze jedno stanowisko mi doszło. I w tym moim pędzie na łeb tapirowany, na szyję bolącą, słyszę ciumcianie i ćwierkanie. Dźwięczne i radosne. Zwalniam. Nasłuchuję. Ćwierka coś i coś. Stoję i rozglądam się. Oczy bławatne ku niebu zadzieram. Są. Dwie młodziusie wiwiorki bawią się na sośnie. Czynią rejwachu od cholery. Radośnie strzepują korę zdartą pazurkami. Wyczyniają skoki akrobackie. Lecą głową w dół. Pędzą tak ,że im ogony powiewają. Skoki z konaru na konar to nie problem. Dzieci. Wszystkie dzieci są takie same. W tem jedna staje. Dziwnie się marszczy jej futerko. Faluje też dziwnie. Się zaniepokoiłam. Koleżanka wiewióra spokojnie czeka. A ten falujący zaczął dziwne odgłosy wydawać. Skupił się , jęknął, zatrzepał ogonem i.... siuśnął sobie z wysoka. Zaklekotał wesoło i pognał dalej z towarzyszem. Głową w dół, w górę, z wrzaskiem japek i darciem kory. Dzieci. Wszystkie dzieci są takie same.

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.