Telefon późnawo zadzwonił. Pan się przedstawił. Coś na "J". Z miejscowości coś na "G". Pan J-ot dzwoni w sprawie kotów. Jakich? Tych co ogłaszam! Ale on nie jest zainteresowany adopcją tylko wepchnięciem mi swoich. Inny wymiar ogłoszeń.

Tłumaczę grzecznie, że nie ze mną te numery. Nich robi ogłoszenia, szuka pomocy w pobliskich fundacjach by domy weryfikowały/wkleiły na stronę info, oczywiście gadam o kastracji i takich tam. A pan mnie gada, że takie coś nie jest możliwe. Dlaczego? Bo nie ma netu. Pytam jak mnie znalazł. Ano w ...necie odszukał a ja mam dużo ogłoszeń wiec umiem się kotów pozbywać. I zamilkł bo się zorientował, że sam złapał się we własne krętactwa. Do tego wmawiał mi ,że ja jestem z miejscowości G-ie. Pomysły są wielkie co niektórych. W tle zonka mu pdpowiadałą co ma mówić. Szkoda ,że tak są przedsiębiorczy ale tylko w jedną stronę.
Co roku mam podobne telefony. Ale i tak przebiła wsio pani co zadzwoniła w sprawie kocich rzeczy. Ona chciała drapaki, kuwety, zabawki, posłanka i inne dobra. Skoro kotów się pozbywam to mi już nie będzie NIC potrzebne. Poda mi adres i dzionek kiedy mogę przytargać. Bo transport jest obowiązkowy.
Cały czas mam
nerwy. Chodzę rozdrażniona i zła. A to jak wiadomo urodzie szkodzi. A ja muszę o nią dbać jako o dziedzictwo prawie narodowe

Taki durny czas nastał. Pewnie kolejny dołek muszę zaliczyć. Znaczy się wydrapywanie z niego. Ciągle coś i coś.
A teraz z opóźnieniem

ślemy podziękowania.
Naszej wiecznej

przyjaciółce Wioli za paczkę dla kocików. Zawsze o nas pamięta
I ewkop za worek suchego.
