Dzięki Paulinko
Ranek przywitał moje oczy mlekiem za oknem. Mgła jak cholera. Jak zwykle nie dało rady spać przez futra. One strasznie drażliwe
som jak posiłęk nie wjedzie na podłogę o czasie. Tyle jest fukania i warczenia na siebie, że wstaję. Miałam zapodać tylko puszkę i wrócić pod kołderkę. Wtulić się w podusię i udać, że świat nie istnieje. Ale ... Jak zwykle jest jakieś ale

Kuwety upierdzielone na maksa. Rudolf, mając zablokowane kupkowe miejsce w łazience, znalazł sobie nowe. Jest na maksa przeziębiony więc mu wybaczę. Ale jak jego znaczenie sprzątłam. To i resztę ogarnęłam. Potem... Zawsze jest jakieś potem

Wstawiłam zupę. Znaczy się wodę i grzbiet kuraka.Tak skromniusio. Będzie postna pomidorowa. Na gnatach i koncentracie

A potem...Bo zawsze ale to zawsze jest jakieś potem

. Zaczęłam kroić nery dla dzikunków. A potem już poleciało. Zapakowałam plecak w żarcie. Odziałam otłuszczone swoje gnaty i wyszłam do futrzastych. Mleko było już troszkę wyżej i nawet wierzchołki drzew widziałam. Ubrałam się za letniusio. Zimno mnie się zrobiło. Bo było chłodno. Posiadany indywidualny zapas smalcu pod skórą wpadł w trzęsiawkę.

Nie chciało mi się jednak wracać po jakieś łaszki dodatkowe. Szybciusio, szybciusio nożynkami przebierałam by się rozgrzać. Ale było i
piknie kobiety kochane. I panowie. Forsycja całkiem się ozłociłą. Mirabelka bielusia ślicznie. Pajęczyny ozdobione wilgocią przyciągały wzrok. Na gałązkach jak rozpięte serwety. W trawie jak koszyczki wyglądające. To jest prawdziwy cud natury. Takie misterne sploty. A mnie się szydełka nie chce nawet wyciągać
Koty były i nie były. Jak zwykle.
W tumanach chmur latały samoloty czyniąc rejwach okrutny. Poszum niewidocznych i stłumionych przez chmury silników dziwne wrażenie robi . W przebłyskach widać było i okna oświetlne i wsie napisy. Starach zerkać do góry by nie napluł pasażer mi w oko
W lesie spotkałam znajomą z piesem. Równie zabawnie się trzęsącą. W ramach mocnych postanowień miałam co dzień spacerowac by gnaty rozruszać. I spalić sobie jakieś zapasy. O ile nie nażrę się po przyjściu

Wszak wysiłek fizyczny kalorii potrzebuje.

Poszłyśmy sobie więc razem. Ona płacząc, że nie ma kaptura. Ja jojcząc, że szalik by się zdał.Ale spore koło zrobiłyśmy. Niedziela jak co dzień.