Ano nerwy, nerwy jak cholera

A ja miałam już tu nie pisać, ale jakoś wyszło inaczej, no bo Nodi
W końcu zaczęłam się bać, że on tam siedzi bo źle się czuje, więc było wyciąganie przymusowe. Zaraz odżył i popędził gdzie? No właśnie, do michy. Ale na początek była niespodzianka czyli parafinka, za to na przecudnej urody porcelanowym talerzyku, ciekawe czy go to zachęciło

Mały samodzielnie parafinę zlizał, żadne strzykawki nie były potrzebne.
Żwawy był i pełen oczekiwania. No i nadeszła pora kolacji, dzielnie pogalopował do miseczki. I? I nic

Łapki wyprostowane, kark sztywny, mina wyrażająca skrajne obrzydzenie. Po namowach, prośbach, błaganiach

raczył pomemłać, z obrzydzeniem i z łachy, ale raczył, przedobry i przełaskawy ten kotek.
Później zrobiłam eksperyment bo nieszczęsny nie opuszczał kuchennego blatu. Wsypałam kilka ziarenek suchego i zaatakował jak dziki. Nie, tak nie będzie
