Miałam napisać o wizycie u weta, ale początek roku spowodował, że wpadłam w wir pracy i nie miałam czasu. Zresztą wizyta była czystym wariactwem.
Naszej pani doktor już nie było i przyjął nas młody doktorek. Byłam u niego pierwszy i ostatni raz. Facet może i sympatyczny, ale kompletnie zakręcony.
Na początku okazało się, że ma nas zapisanych na 16.30 mimo że ustalałam z wetką, że na 16.00 a ze względu na kolędę nawet z 20 min wcześniej. Ale to pikuś. Uprzejmi właściciele innych pacjentów odnieśli się ze zrozumieniem do naszej sytuacji i przepuścili.
Na wstępie okazało się, że w/g doktorka mam dług za insulinę.
Czas leciał a ja tłumaczyłam, że to niemożliwe, bo płaciłam całościowo za wizytę, badania, insulinę i strzykawki kartą i nie było mowy o żadnym kredycie. W końcu kazał mi to wyjaśnić z panią doktor.
Zważył kocura i wyszło mu że waży 7kg !!!
Spojrzałyśmy na siebie z córką zdziwionymi oczami.
Następnie brutalnie i na sucho zaczął wyskubywać kotu sierść z nogi, równie brutalnie pobrał mu krew, która zalała pół stołu, więc ciasno zapakował nogę tak, że po powrocie do domu musiałam kotu masować nogę, bo utykał po zdjęciu.
Wynik był wysoki choć moim zdaniem nie miarodajny, bo wyszło coś ponad 400 i maszyna się podobno zacięła, bo to za wysoko i przekracza jej możliwości obliczeniowe. Na poprzedniej wizycie było ponad 500 i jakoś się nie zacinała. Doktor powiedział, że trzeba zwiększyć dawkę insuliny do dwóch kresek. Zapytałam go o dietę. Polecił jak najbardziej Hil'sa diabetic, na moje argumenty, że ma fatalny skład a sama jestem na restrykcyjnej diecie niskoglikemicznej i wiem, że np. kukurydza mi nie służy. Argumentem weta było, że człowiek co innego a kot co innego - jemu służy. Zapytałam wobec tego jak przekonać kota, żeby to jadł czy są dostępne jakieś małe opakowania. Powiedział, że nie mają próbek a najmniejsze opakowanie to 2kg.
Zapłaciłam za wizytę gotówką i powiedziałam, że wobec tego poproszę male opakowanie karmy.
Doktorek na to, że nie mają w tej chwili. Zdziwiłam się, bo na poprzedniej wizycie zamówiłam i dostałam telefon, że karma jest do odebrania.
Weterynarz poszedł poszukać i okazało się, że jest i to 1,5 kg !!!
Powiedziałam, że chcę też na próbę mokrą karmę. Weterynarz, że niestety, ale mokrych karm nie mają. Powiedziałam, że zamówiłam 2 puszki. Wtedy pochylił się o półkę niżej i - eureka !!! Puszki też były.
Wzięłam karmę i powiedziałam, że teraz to zapłacę kartą.
Podał mi jakąś astronomiczną sumę używając sformułowania " to razem z karmą będzie...".
-Jak to razem z karmą przecież za wizytę już zapłaciłam ???
-Taaaaaaaaaak?

No to ja będę musiał to jeszcze raz przeliczyć ....
Muszę koniecznie porozmawiać z wetką, która jest szefową, że nie życze sobie więcej wizyt u tego pana. Jak bedę chciała spotkać jakiegos durnego weta to pewnie znajdę jakiegoś w najbliższej okolicy a nie bedę jeździła specjalnie do drugiego miasta.
Jak wychodziliśmy to przyszła kobieta z dużym psem po środki uspokajające dla niego. Na następny dzień przypadał Sylwester. Moja córka złapała się za głowę - biedna psinka ! Wet nie miał nic naprzeciwko i poszedł zważyć psa. Pomyślałam, że jak to zrobi tak "dokładnie" ja w przypadku Barniego to pies może mieć najlepszą noc w swoim życiu i chętnie wróci do tego dilera

albo może to być ostatnia jego noc
Wracając jednak do mojego kota. Podaję mu dwa razy dziennie po dwie kreski insuliny. Karmę na nim wypróbowałam. Sucha mu smakuje. Mokra to straszny gnój już z samego wyglądu, ale jako nowość została zaakceptowana, potem już przestała smakować, zresztą koty ( no cóż trudno uniknąć wyżerania sobie z misek) zaczęły robić lekko luźnawe i okropnie "woniejące" kupy. Tak, że na pewno był to tylko epizod w ich menu, karma uzupełniła braki przed złożeniem zamówienia w Zooplusie.
Kocura zważyłam w domu - 5,8 kg. Wiem, że to wydaje się dużo, ale to duży kot i jak ważył ponad 7 kg to wcale nie był gruby. Gruba jest natomiast Betty vulgo "gruba baba" waży 9,8 kg co jest prawdziwym zjawiskiem, bo oba koty od zawsze są karmione jednakowo. Widać taka jej uroda - baby zawsze mają gorzej ...