
Dziś rano padało. Pada zmarzniety śnieg. Zimno i ślisko. Koty były. Marketowa Szylka głodna bardzo. Zakładam, że jest zmiana nie karmiąca zwierzaka. Pani Teresa też już była ranusio. Uzgadniała "dyżury" karmienia dzikunków. Czyli czy mam nery na wolne czy puszkami ma się podzielić. Święta

Ale teraz najważniejszy jest Farciarz. Tak sobie dziś saneczkowałam do pracy paputkami czerwonymi i mnie myśli najszły. My to w święta zawsze coś załatwimy. Znaczy się ja. Ludzie latają po sklepach, załatwiają ostatnie zakupy, smażą, pieką, prezenty wybierają i pakują. A my od lat weta w te dni zaliczamy z radochą małą. A potem kujemy, dawkujemy zastrzyki i leki, zakrapiamy oczy i nosy... No o goownianej sprawie przy chorutkach nie wspomnę.
Kiedyś z Danką tak było. Zawsze na pogotowiu opłatkiem lub jajcorem się dzieliliśmy.Albo w porze rodzinnego obiadu dulczyliśmy pod gabinetem. Albo jeździmy po aptekach by leki zakupić. Albo jeszcze coś. Teraz tylko zmieniła się skóra na owłosioną i postawa czteronożna.
Święta jakie kolwiek kojarzą się mi z ... chorobami. Bo moje dwie choinki smutno też wspominamy.