U nas pada. Ale dobrze bo mrozu nie ma. Nic nie zamarzło i koty zjadły wszystko. Rankiem dwa czekały pod kotłownią. I...Pani Tereska też była. Popłakała deczko na temat pomocy kotom piwnicznym. Dwa siedzą (co pisałam u "karmicielki") i dla tych zostawiam jedzenie. Zaniesienie karmy dla Pani Teresy nie jest problemem. Problemem jest "zmuszenie" właścicielki piwnicy by wsio zapodała. Ciągle coś. Pracuje, źle się czuje, nie ma kiedy, ma za wiele kotów, nie ma czasu... Zostawiała PT opakowanie pod drzwiami, w załomku . Szczelnie zamknięte, w matowym pudełku, owinięte torbą. Podono lokatorzy skarżą się na pakunek stojący pod drzwiami (wielkości opakowania kremu do ciała). Gdyby mi ktoś coś na ten temat powiedział, to bym opierdoliła ,że mi po psakwach grzebie.
Ale nie. Zawsze coś. Danie karmy to moment tylko jest. Tylko moment. Jak można mienić się wielbicielem kotów i mieć w nosie koty pod nosem. Jestem zła i tyle.
Zła jestem i tyle.
Mam kiepskie dni. Wczoraj
pancosięnieprzedstawił zadzwonił powołując sie na nasz DS i prosząc o pomoc w problemach kocich. 5-miesięczny kot trafił do 12-letniej kotki. Co ja mogę? kotó nie znam i tyle. Byłam uprzedzona o możliwości tego telefonu. Ale cudu ode mnie oczekiwano i skończyło się moim rozłączeniem. Nikt nie będzie do mnie mordę darł bo usłyszano nie to co chciano.
Jedyna perełka to to ,że w gacie się zmieściłam. Kupiłam jakiś wielki czas temu gaciory w ciuchowisku w kolorze... śliwkowym.

Ale takim śliwkowym niedojrzałej renglody

. Doopę niestety wtedy miałam jak napakowana rengloda. I nie wdarałam ich na amen na się. Niestety, brak wystarczającej ilości streczu stanowiły ograniczenia spore. Mimo, że wbiłam się ,to zamka nie domknęłam. Albo domknęłabym się tylko groziło wybuchem materiału. O przecisnięciu guziczka przez dziurkę to ja pomarzyć tylko mogłam. Spodzień jest w starym stylu retro zwanym, czyli wysoki stan i ekler po boku. Dobre takie coś jest . Bierze w karby wszystko co dynda i wystaje. Tylko u mnie za bardzo dyndało.

Ale nic to. Niska cena zachęciła mnie do chomikowania. Przecie mam plan zmniejszenia się. W ostatni czas podjęłam próby ponownego mierzenia i... wlazłam.
Matkospodniowa nawet suwaka udało mi się bez uszczerku docisnąć do końca. Nawet guziczek zakluczyłam.

Nie nabrałam rumienia krwawego i nie zalałam się potem jak onegdaj. Widać moja doopna rengloda zmieniła się w pośladkową węgierkę. Wyciągła się, obwisła i jakoś się dopasowała.