KatS pisze:2 razy spędziłam swięta samotnie, w tym 2 lata temu - i też kompletnie nic nie robilam. Udekorowalam mieszkanie i tyle. Nawet się nie przebrałam jakos ładnie. I pewnie wypiłam za dużo grzańca
W tym roku za to samotnie spędzę sylwestra i swoje urodziny, ale mnie takie swiętowanie z powodu jakiejs daty zupełnie nie kręci, więc mnie to nie martwi.
Też nie mam jakiegoś ciśnienia, a zwłaszcza na Sylwestra. Co więcej, wpienia mnie przymus dobrej zabawy, któremu zawsze poddaje się M. (pomijając fakt, że lubi towarzystwo, jakiekolwiek, byle liczne

).
Ale te samotne święta złożyły się z pisaniem pozwu o rozwód - po 10 latach bycia razem, a mój (teraz już) ex nie krył, iż niezmiernie cieszył się, że siedzę sama, tęsknię za moją mamą i synem
A w tv wiecznie mowa o rodzinie, o radości, o wspólnym stole
Tv wyłączyłam, puściłam sobie Depeche Mode i żarłam rybę po grecku. Wina nie piłam, bo on wtedy wiecznie chciał mnie zgłaszać na policję, że opiekuję się dzieckiem pod wpływem alkoholu, no i bałam się
Kurde, kiepsko to przeżyłam, w ogóle ten okres.
No ale cóż.
Odwróciło się wszystko o 180 stopni.U mnie w domu też nie przywiązywało się wagi do tradycji. Albo może inaczej. Moja mama jest wielką buntowniczką. Ja też, ale nieco mniejszą

No i jak wszyscy coś robili, ona się buntowała i robiła to wtedy, kiedy nikt o tym nie myślał

Tak więc ja też nie sprzątam generalnie na święta. Ogólnie to robię to, co lubię. No oprócz gotowania potraw - to zrobię, bo z pustymi rękoma do kogoś na Wigilię nie wypada. Nażreć się za darmo

Ale jeśli jest coś, czego nie chcę, a inni to robią, to nie czuję przymusu.
Tak swoją drogą: mam ogromną nadzieję, że nikt nie będzie mnie zmuszał do pasterki, bo u nich taki zwyczaj...
W zeszłym roku na święta byłam u mojej mamy, z siostrą. I było po mojemu! Czyli żadnej świątecznej potrawy, oprócz mojego dorsza po grecku i moich śledzi w śmietanie, bo mama i siostra nie jedzą zwierząt, więc nic typowo wigilijnego nie robiły. Żadnych pasterek, żadnego śpiewania kolęd, żadnych opłatków. Po prostu super-kolacja, ciepło, w ciepłych szlafrokach i polarowych bluzach, pachniało cynamonem, wanilią i piernikiem.
Choinka, wielka, wisiała nam nad głowami pod sufitem, było mnóóóstwo śmiechu, rozmów do późna. A później, jak poszliśmy do siostry, to było mnóóóstwo wina
W tym roku niestety, będzie trochę bardziej pompatycznie.
Dzisiaj miałam jazdę z innym instruktorem, który jest kolegą M.
I doszłam do wniosku, że jeżdżenie samochodem niesamowicie mnie relaksuje. Mimo, że czasem zestresuję się delikatnie, że muszę ruszyć ze świateł jako pierwsza, ale ten stres jest raczej motywujący i tylko raz mi dziś nie wyszło

Ruszałam pod górkę z hamulca nożnego, z ręcznego też. I było nieźle

A instruktor fajny, całkiem miło się rozmawiało

Następna jazda w Gdyni. Znowu nie mogę się doczekać, zwłaszcza, że tym razem dłużej pojeżdżę. Dzisiaj kazał mi skręcić w lewo, już na ośrodek, a ja "Łeeee, już ósma...?"

Bo to tylko godzina...
Chciałabym mieć już ten plastik i sobie jeździć. I pojadę se do Ikei, sama! Albo do CH jakiegoś normalnego, a nie tutaj w tej pipidówie.