Witam wszystkich bardzo serdecznie!
Od kilku tygodniu często tutaj zaglądam. Zdecydowałam się napisać aby opowiedzieć Naszą historię. Z góry przepraszam jeśli wybrałam zły wątek ale ten najbardziej mi pasował.
Mieszkamy na parterze w bloku na osiedlu zamkniętym. Na początku października zawitał do nas kocurek. Wyglądał bardzo dobrze ale z drugiej strony był głodny i chętny do zabawy. Spędził u nas ok. 3 godzin i poszedł. Po 2 tygodniach pojawił się ponownie, znienacka przyszedł rano na śniadanko

Kocurek zaczął zaglądać do nas 1, 2 ,3 razy dziennie, czasami zostawał na noc, czasami tylko jadł a czasami przychodził na zabawę lub mizianko. Nie wyglądał na bezdomnego ale biorąc pod uwagę jak często u nas był zaczęliśmy mieć wątpliwości czy oby na pewno ma domek. Chcieliśmy się upewnić i na początku listopada rozwiesiliśmy ogłoszenie ze zdjęciem, że szukamy właścicieli kocurka. Na drugi dzień dostaliśmy telefon od właścicieli (obawiali się,że mały coś przeskrobał), którzy mieszkają na tym samym osiedlu, w bloku obok, też na parterze z ogródkiem. Opowiedziałam im całą historię, dowiedziałam się jak kotek ma na imię, Pani bardzo mi dziękowała, że taką troską otoczyłam jej kotka, że jest to kotek wychodzący, że od 2 tygodni prawie nic nie je w domu (karmię go surową piersią z kurczaka lub wołowiną i suchą karmą Acana). Ja powiedziałam, że z naszej strony to czysta przyjemność, że mamy takiego gościa. Zaprosiłam ich na kawkę abyśmy się poznali ale powiedzieli, że w najbliższym czasie nie mają czasu. Kotek dalej przychodził, coraz bardziej zaczynał nam ufać, coraz częściej zostawał na noc. W między czasie kilka razy rozmawiałam z właścicielami. Zapomniałam dodać, że mają tez pieska. Pani stwierdziła, że kocurek na prawdę nas polubił bo coraz rzadziej jest w domu. Zaczęło robić się coraz zimniej więc jak wychodziłam z domu to zostawiałam kotkowi otwarte okienko i pełną miseczkę aby mógł się schronić. Poinformowałam a tym właścicieli, którzy znowu bardzo mi dziękowali, powiedzieli, że teraz nie zostawiają już otwartego okna (robili to wcześniej, myślę, że chodzi o temperaturę i ich pieska). Za każdym razem jak wracaliśmy z pracy kotek smacznie sobie spał na kanapie. Pani zapytała się mnie czym karmimy kicusia, powiedziałam jak na spowiedzi co i jak. Za 3 dni znowu rozmawiałyśmy i zapytałam się jej czy kupiła mu kurczaka - powiedziała, że nie. Znowu zaprosiłam ich na kawkę abyśmy się poznali i ponownie usłyszałam, że nie mają czasu. 1000000 razy dziękowała mi za troskę itd. Generalnie bardzo fajna i miła babeczka.
Na chwile obecną kociaczek od ponad 2 tygodni nie był w domu, śpi, je, mizia się u nas. Właściciele czasem napiszą jakiegoś sms czy jest cały i zdrowy i na tym koniec. My ze swojej strony jesteśmy przeszczęśliwi, że jaki cudowny kociaczek nas "wybrał". Niemniej jednak sytuacja jest bardzo dziwna bo jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby kotek sam z siebie zmienił właścicieli. Dodatkowo, odrobaczyłam kotka (niby tak na wszelki wypadek) ale w pewnym momencie dostał mały kaszelek, krztusił się jak na zwracanie kłaczków ale nigdy tego nie zrobił. Po odrobaczeniu przestał mieć takie objawy. Kupiłam mu kropelki na kark na pchły i kleszcze, do jedzonka dodaję mu pastę na ładną sierść. Kociaczkowi robią się małe strupki na ciele i razem z nimi wypadają małe kępki włosów (ktoś już kiedyś pisał o tym tutaj). Planujemy wizytę u weterynarza ale nie chce go jakoś bardzo wystraszyć. Dzisiaj kupiłam smyczkę, pobawialismy się nią troszkę, założyliśmy, jutro pójdziemy na chwile do samochodu, żeby się oswoił. Chcę mieć pewność, że kotek jest zdrowy bo trochę mnie niepokoją te strupki. Jak powiedziałam o nich właścicielce to powiedziała, że nic takiego nie zauważyła. Szczerze mówiąc nie wierzę w to, chyba, że go wcale nie dotyka. Ja zbieram te kępki do kieliszka aby pokazać weterynarzowi. Jestem też pewna na 99%, że nie był szczepiony a wiadomo, że nawet kotki, które nie wychodzą z domu powinny być szczepione na niektóre choroby a co dopiero kotek, który kilka godzin dziennie spędza na dworze. Głupio mi jest jak na razie pytać o to właścicieli ale z drugiej strony jakoś nie czuję aby do nich jeszcze wrócił.
Mam z kociaczkiem jeden problem. Załatwia on swoje potrzeby na dworze ale w poniedziałek kupiłam mu kuwetę bo jak zostaje na noc (prawie 2 tygodnie) nie załatwia się w domu, pewnie czeka do rana aż go wypuścimy. Odnoszę wrażenie, że pierwszy raz kuwetę zobaczył na oczy i czuje się dość niekomfortowo jak go do niej wkładamy, tzn. zaraz wychodzi i otrząsa łapki ze żwirku (ekologiczny Best cat). Może coś drodzy Forumowicze doradzicie?

Generalnie jestem ciekawa czy kiedykolwiek słyszeliście o podobnej sytuacji, może będziecie mieli jakieś dobre rady. Dodam, że kotek na roczek i 2 miesiące, jest to prawdziwy biało czarny słodziak z czarnymi oczkami jak 5zł!

Jest baaaaaardzo towarzyski i gadatliwy. Uwielbia się przytulać i jak jest u nas to nie odstępuje nas na krok, jak nas widzi to ślini się tak, że jesteśmy cali mokrzy, zaraz kładzie się na pleckach i domaga się miziania po brzuszku. A my z mężem ciągle coś czytamy o koteczkach, oglądamy na You Tubie filmiki z Jacksonem Galaxym aby jak najwięcej się dowiedzieć jak uszczęśliwić i jak najlepiej zrozumieć Koteczka

ps. Kotek nie jest na razie wykastrowany ale wiem, że jak zostanie u nas to go to nie ominie bo nie wyobrażamy sobie, żeby zapładniał bezdomne kotki (z tego co czytałam jeden kocur może spłodzić 2500 kociąt rocznie), walczył z innymi kocurami i robił inne nieprzyjemne rzeczy.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!