redaf pisze:Zgodnie z tradycją 1 stycznia trzeba pojechać nakarmić działkuny.
No, to pojechałyśmy z M.
Parkuję samochód, dwa razy klaksonię i patrzę co się zadzieje.
W lusterku widzę kulę szylkretowego futra raźno toczącą się drogą.
Turlu... turlu... turlu...
To chyba Płastka, skoro Popierdóła właśnie przełazi przez bramę?
A nie, nie. Płastka siedzi w kątku działki przy bramie i sprawdza kto i po co napiera.
To kto nas opierdala na cały koci głos, że koty głodne i w ogóle nieszczęsne?
Wyjaśniło się, kiedy po dokładnym obejrzeniu prawej przedniej łapy zlokalizowano dwa białe paluszki.
SłońBP w osobie własnej to był!
Zimno jak skurczysyn, każda saszetka po chwili zamieniała się w kocie lody.
Dobrze, że trójeczka na szybkich wciągnęła po saszecie i popiła ciepłą wodą.
Już im puszek nie zostawiałam, tylko więcej suchego.
Wyjaśniła się też absencja Inżyniera Biedronia.
Narożni donieśli, że ich Zenek z jakiś czarno/białym się zaprzyjaźnił.
Razem chodzą na spacery. A za nimi idzie LuśkaStrasznyPrawieOwczarekNiemiecki.
Pilnuje, żeby się chłopaki nie zgubiły?
Sąsiad G. doniósł, że wywiesza na płocie słoninę dla sikorek.
A potem chowa się w domu i zza zasłony patrzy co się będzie działo.
Znikąd materializuje się czarno/biała wielka futrzasta sikoreczka.
Podłazi na krótkich łapach, wybija się z wielkiej dupy, zrywa kawał słoniny i ucieka w ciemność.
Podobno winna już jestem sąsiadowi 2 kilo słoniny
