Nie wiem czy Cię to pocieszy czy zmartwi, ale dokacałam się dwa razy i za każdym razem cały proces trwał około roku. Tak, tak roku.
Pierwszy raz, to nie wiedziałam co mnie czeka.
Do dwuletniej Drahmy dołączyła 5-cio tygodniowa Glusia i Drahma się na mnie obraziła. Tak po prostu, przestała ze mną gadać. Przestała przychodzić na głaski, na poranne udeptanie mnie, byłam całkowicie ignorowana, co ciekawsze nie dotyczyło to mojego TŻ-eta. Nie było żadnych większych aktów agresji, sikania poza kuwetą, strajku jedzeniowego tylko totalny Foch.
Foch minął gdy Gluśka dostała pierwszą ruję, bardzo późno, bo miała już skończony rok. Po sterylizacji Drahma zauważyła, że jestem w domu.
Po śmierci Drahmy Glusia została sama, za to z problemem w kocim rozumku, bo był czas, że chciała się zagłodzić, bała się różnych rzeczy ludzi i w ogóle miała dziwne zachowania

Przyczyną nie było odejście Drahmy, problem jak się okazało rósł od jakiegoś czasu. Gdy ją wyprowadziłam na prostą lekami przyszedł czas na drugiego kota.
Bałam się potwornie, bo każdy z kim rozmawiałam dawał 50 na 50 że Gluśka nowego zaakceptuje lub znów "zapadnie się w siebie". Ile się namartwiłam, to wiem tylko ja.
Do 9-letniej panny dołączył ok. 4 miesięczny kocurek. I zaczęła się jazda bez trzymanki. Warczenie, buczenie, zapominanie o jedzeniu - wszystko ze strony rezydentki. Nie było lekko. Szczęśliwie młody nie próbował być agresywny, tylko chciał się bawić. Długo trwało zanim Glusia ogarnęła rozumkiem o co chodzi, ale powoli, znowu trochę przy pomocy leków uspokajających towarzystwo się pogodziło.
We wrześniu minął rok jak Gremliś mieszka z nami i proces dokacania wydaje mi się zakończony
Nie ma przyjaźni, nawet koleżeństwa, są byty równoległe, ale na linii Glusia - Drahma było tak samo. Współmieszkanie. Pogonią się czasami, Zwykle rudy Gluśke, ale i w drugą stronę bywa. I Gluśka potrafi go oklepać po głowie, acz zwykle mu ustępuje.
I taka nasz historia.