
Otóż Balbisia nie lubi chłopów i tak już ma niestety. Micia nie lubiła i Obcia nie lubi. Zimno, deszcz, wiatr, a ta siedzi na pudle z kocem pod drzwiami wejściowymi jak ten Cerber i tylko wypatruje, nasłuchuje, uszami strzyże, czy Obiś przypadkiem nie nadchodzi.
Jak długo nie nadchodzi, to wyrusza na poszukiwania w ciemnym ogrodzie, bo pewnie gdzieś jest i będzie mogła wyrazić swoją niechęć/niezadowolenie/wstręt. Obiś jest fuj! I nie będzie sobie tak chodził po grodzie, wchodził do domu, jadł jak u siebie, no nie będzie w ogóle nic

A potem, jak już go namierzy to się drze. A pysio ma rozdarty do imentu i jeszcze łapkami tupie. Oczywiście ona to robi ze strachu i dla zasady, bo nie odważyła się nigdy podnieść łapki na Obcia, ale powrzeszczeć można, to nic nie kosztuje. Potem ja się denerwuję, że traci głos, że pewnie chora, że może ją coś boli i ze może trzeba do weta

Micio mój najukochańszy to generalnie był obojętny na jej fochy, ale Obcio, mimo, że jest Mazowiecki, Balbusi się boi. Tak grzecznie się boi, łukiem obejdzie, odsunie się, pójdzie inną ogrodową ścieżką, bardzo oczywiście przepraszając za to, że śmiał, że istnieje.
Ale wieczorem do domu nie wejdzie, gdy ta @ siedzi na przyzbie. Czeka grzecznie pod krzakiem, żebym wyszła i na rękach go wniosła na włości. No to wnoszę...
Kłopot natomiast prawdziwy mam na dachu komórki. Poza Czekoladowym pojawia się drugi Obiś, tylko srebrny. Też głodny. Zaczął zaglądać też taki brązowy z krzywym ogonem. Niestety, nie dam rady. Nie mogę zrobić stołówki dla kilku bezdomnych kotów na terenie praktycznie ogrodu. Nie mam na to ani siły ani kasy. Chyba Czekoladowy musi znaleźć sobie inną restaurację, a miski z dachu komórki zniknąć. Idzie zima
