Tosia dużo śpi, więc zastanawiam się, czy po relanium nie byłoby jakiś kłopotów.
Ma taki rytm dnia teraz. Rano przychodzi do mnie na chwilę do łóżka. Ale max. na 3 minuty.
Potem jest obchód mieszkania. Przejdzie kawałek i nasłuchuje. I idzie dalej i znów siada i słucha.
Nie wskakuje na parapet, na którym są kocie legowiska. Co ciekawe obie nie siedzą w miejscach, gdzie siadywały razem z Rysiem. Tosia jest czujna. Dopóki się nie zmęczy.
Około 12:00 wskakuje na ściankę wspinaczkową i układa się do snu.
Ale znowu, nie na tej samej półce gdzie zwykle sypiała z Rysiem, tylko piętro niżej.
Na tej zwykle sypiała Ogrynia. Teraz wcale tam nie wchodzi.
I tak Tosia śpi do 21:00.
Ogrynia wydaje się być na luzie, zaczyna wchodzić do mojego pokoju, bo Rysio jej do mnie nie wpuszczał. Siostrę tak, ale Ogryni już nie. Kłóciłam się z nim, ale bezskutecznie.
To wszystko mnie skłoniło, żeby nie stawiać Tosi miseczki z jedzeniem tam, gdzie zwykle wszyscy jadali.
Tylko u mnie w pokoju. Dzisiaj rano zjadła odrobinę Miamora. Miałam jedyną puszeczkę 80 g tuńczyka z krabami. Troszkę polizała. Pomyślałam, że postawie u siebie i suche i wodę.
Może zaskoczy.
O sobie to nawet nie wspomnę. Wiele już śmierci mnie dotknęło w życiu.
Ale nigdy jeszcze tak nagła śmierć. Zwykle poprzedzała ją choroba albo zaawansowany wiek.
Teraz jest tak jakbym dostała czymś ciężkim w głowę i została ogłuszona.
Los zabrał mi młodego Rysia, cudownego kota, dzięki któremu przeżyłam śmierć mamy i mamy siostry, mojej kochanej cioci. Wniósł do domu życie i radość.
Teraz jest pusto, smutno. Nikt mi nie wskoczy na kolana na sedesie, czy w kuchni gdy jem.
Tosia i Ogrynia to nie są nakolankowce. Cały czas śpią i jest tak, jakby w domu nie było kotów.
