Ragilian, czyli czułe ragdoll show.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie wrz 25, 2016 11:03 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Wiecie.. tacy ludzie sa... i nie da sie tego uniknac... ale kurcze no co ty temu jestes winna. Jak jest taka do przodu niech idzie do prywatnej opieki medycznej i PLACI. Moze wtedy bedzie zadowolona choc nie sadze.

Podziwiam Cie za Twoje opanowanie i spokoj. Takich ludzi ze swieca szukac.

A Aleksik.. no brak slow... jest do schrupania :)
Załoga: Pixie, Nitka, Coco i Ćiorny oraz Dixie[*]
Kot Pixior i burasy zapraszają: https://www.facebook.com/PixieKotZCharakterem
Zbiórka hiltonka: https://pomagam.pl/hilton

PixieDixie

Avatar użytkownika
 
Posty: 9834
Od: Czw kwi 23, 2015 7:40
Lokalizacja: TG

Post » Nie wrz 25, 2016 16:40 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Mnie tez kiedys jeden facet ochrzanil w sposob spokojny i ze zlosliwym wyrazem twarzy ze go nie poprosilam zeby czekal do pokoju zabiegowego. Mialam go poprosic zeby zechcial zaczekac do zabiegowego, a ja mu powiedzialam to jakosc inaczej. Jak ja nienawidzilam tej pracy. Moja mama jest pielegniarka i kiedys mi powiedziala ze jak pojde do szkoly pielegniarskiej to mnie z domu wyrzuci. Na male dziecko to podzialalo, byla klotnia i placz. A dzisiaj jestem jej za to wdzieczna ;) i do dzis to wspominamy ze jak mogla mi tak powiedziec :ryk:

Dobrze, ze Aleksik jeszcze jest u Ciebie :ok:

cudowne koteczki na zdjeciach :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom


Post » Nie wrz 25, 2016 22:09 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Cudne koty! :1luvu:
Aleksik naprawdę sama słodycz. :1luvu:
Doskonale Cię rozumiem. Moje kociątka wykarmione butelką teoretycznie były do adopcji. Do chwili pojawienia się pierwszej oferty, która mi uświadomiła, że ktoś może wziąć mojego wychuchanego kociaczka, który nie zna innego świata niż mieszkanie, bo trafił do niego mając z 10 dni, i wypuścić na parking pod blokiem. Bo zawsze były tam koty, a teraz ich nie ma, więc trzeba jakiegoś osiedlić...
A ja nawet ceny zaporowej nie miałam na swoją obronę. ;) A raczej moich maluszków. I też odczuwałam ogromną ulgę, że są bezpieczne. Tak Miś i Ryś zostali z nami. :)
Trzymam kcuki za najlepszy dom dla Aleksika. :201461
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pon wrz 26, 2016 11:12 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Uwielbiam jak mi kocizna zasypia z pyniutkiem w dłoni :1luvu: Tylko Bialasek tak robi w mojej rodzinie.

No niestety, niektorzy ludzie strasznie sie domagaja wszystkiego przekonani, ze co to nie oni :( Na starosc im sie to niestety wzmaga. Trudno z takimi wytrzymac, ale rzeczywiscie dyskutowac nie ma co, bo sprowadza nas do swojego poziomu i pokonaja dfoswiadczeniem ;)
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87941
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Śro wrz 28, 2016 19:12 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Hej :)
Jeszcze raz dziękuję za poświęcony mi czas :*
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie paź 02, 2016 9:44 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

To cud prawdziwy, że moje koty nie są łyse. Nie mam pojęcia, jaki jest mechanizm tego zjawiska, bo zebrałam z dywanów takie kłęby sierści, że dałoby się tym wypchać niewielki jasiek. Fakt, że domowe dywany ostatnio rzadko wchodzą w bliski kontakt z moim klapkiem basenowym, który, jako jedyny na świecie, jest w stanie przywrócić im przyćmioną futrem świetność. TŻ od czasu do czasu odkurza zachwycającą turboszczotką, ale to cudo techniki działa tylko powierzchownie i nie ma w repertuarze wyciągania ubitej i udeptanej sierści spomiędzy włókien. A od czasu, do czasu jednak muszę dokładnie posprzątać, bo do dzieci przychodzą obcy ludzie na nauki. Głupio jest zaś wpuszczać jaśnie oświecających we własny bajzel, więc po pracy pędzę do domu żeby zrobić zakupy, obiad, odkłaczyć co trzeba i ogólnie doprowadzić "rezydencję" do względnego porządku. W książce o Zofii Kossak, którą ostatnio czytam, jest opis toastu, który na urodzinowym przyjęciu babki, chcąc przyłączyć się do składanych życzeń, wygłosił jej pozbawiony talentu krasomówczego wnuk. Młody ten człowiek "podniósł się z krzesła, podkręcił pięknego, czarnego wąsa, błysnął ognistym okiem arabczyka, brzęknął w kieliszek i rozpoczął mowę od następującego zdania:
- Kto nie pamięta wojen napoleońskich, zgliszcz i walących się starych chałup, niech spojrzy na prababcię..."
Po zabiegu sprzątania w domu przedstawiam taki właśnie obraz: ruin i zgliszczy. Jestem załatwiona na cacy. Czasowo i fizycznie. Niby, jak każdy, mam te dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale tyle muszę w nich zmieścić, że się nie wyrabiam ze swoimi obowiązkami. W tym z systematycznym sprzątaniem. Nie spełniam wymogów, które sama sobie postawiałam. Znalezienie jakiejś zacnej sprzątaczki staje się powoli koniecznością, bo wśród obowiązków związanych z pracą, wychowaniem trójki dzieci własnych i czwórki kocich puszystych, moje zapasy wszelkiej wytrzymałości są na wyczerpaniu. Dobiło mnie czasowo wożenie Zosi do szkoły muzycznej, które zajmuje mi trzy popołudnia w tygodniu: w poniedziałki, środy i piątki. Zakres obowiązków mam szerszy, a czasu na to nie przybyło. Miniony tydzień dostarczył mi tylu atrakcji, że wieczorem, zamiast siedzieć przed komputerem i czytać kocie fora oraz snuć własne rozważania, z impetem wpadałam w czułe objęcia pierzastego Morfeusza, śniąc sny zupełnie nie moje. Jakby do mojej głowy przenikały sensacyjne scenariusze filmów, które wieczorami namiętnie ogląda TŻ. Ja niczego nie oglądam, bo nie mam czasu. Nie lubię telewizora. Czasem mam szczerą ochotę spuścić go na bungee z balkonu, ale nie mogę zrobić takiego świństwa mężowi, który jest z tym sprzętem emocjonalnie związany. Bo ze mną nie jest. Wszelka szkoda telewizyjna skutkowałaby mężowskim cierpieniem. Nawet moje kociki chyba to rozumieją, bo przestały wyciągać włącznik anteny z kontaktu znajdującego się za topornym kredensem. Opamiętały się. Zresztą z maleństw pozostał w domu już tylko Aleksik. Dorosłe koty ostatnio odnalazły umiar w szaleństwie i dzieciątko najpuszystsze moje nie ma z kim broić. Od wtorku Florunia jest na dwóch antybiotykach. Nie przybierała prawidłowo na wadze i nie miała apetytu. Marudziła przy jedzeniu. Przychodziła do mnie z głośnym wyznaniem, że właśnie kona z głodu, mimo, że miski z rozmaitym i świeżym jedzeniem dostępne są cały czas. Jak otwierałam puszkę, to przybiegała, polizała, uszczypnęła kilka gryzów i odchodziła z płaczem, że... jest głodna. Na szczęście łagodnie odstawiła synka od ssania. Nie było żadnego fukania, prychania i łapoczynów. Zero agresji. Aleksik nie poddawał się łatwo, bo był uzależniony od maminego sutka, ale Florcia przytrzymywała go łapkami i zamiast mleka, serwowała mu porządne szorowanie futra. Więc Aleksik był bardzo czysty. I taki wielokrotnie odświeżony, próbował szczęścia przy Gustawkowej piersi, ale kocurki, niestety, mleka nie dają. Dają za to manto w skórkę, jak się wkurzą obsesyjną natarczywością. Umówiłam się z wetką Kasią Oczkowską w Chotomowie. Uwielbiam po prostu jej mikroskop, który jest sprzymierzeńcem osób, które wszędzie potrafią dopatrzeć się zagrożenia lambliami, pomimo wielokrotnych ujemnych wyników badań parazytologicznych. Osobiście zaliczam się do tej właśnie części populacji, bo mam fobię lambliową właśnie. Wetka obejrzała wyniki krwi i kału, obadała Florcię bardzo dokładnie, zajrzała we wszystkie otwory w kocie i pobrała jej wymazy. Przygotowała preparaty, a potem przez pół godziny uważnie wypatrywała życia wewnętrznego na wybarwionych szkiełkach. Ale drobiazgowe śledztwo nie wykazało niczego, poza patologicznie wybujałym wzrostem flory fizjologicznej. W polu widzenia było mnóstwo drożdży, które normalnie nie powinny być aż tak widoczne. A tu były i kłuły wetkę w oko, a mnie w serce. I w portfel, ale w serce znacznie bardziej. Oznaczało to, że Florciowe jelitka są podrażnione lub może nawet lekko zapalone. I wtedy wetka zapytała, czy, czy kotka była odrobaczana. Zgodnie z prawdą, odpowiedziałam, że tak, owszem, oczywiście przed szczepieniami maluszków odrobaczałam także wszystkie dorosłe koty Milbemaxem. Bo to podobno najlepszy środek na utylizację stworów niepożądanych w kocich koszkach.
- A nie bała się Pani? - zapytała neutralnie lekarka, cały czas patrząc o okular mikroskopu.
Zdębiałam i nie zrozumiałam pytania. Prawdę mówiąc, to ja ciągle pod skórą drżę o te moje koty, dlatego zapewniam im wszelkie specyfiki wyłącznie, moim zdaniem, najwyższej jakości. Dlatego także dostały Milbemax, a nie jakiś odmienny wyrób przemysłu farmaceutycznego. Pani doktor stwierdziła, że miewała przypadki bardzo toksycznego działania Milbemaxu, na koty będące nosicielami genu, który pojawia się często u ragdolli i neva masquerade. Podobno poza zapaleniem jelit, pojawiały się też powikłania neurologiczne, prowadzące do śmierci zwierząt. W jakieś hodowli umarło kilka kotów neva po odrobaczeniu Milbemaxem. Nasza wetka robiła dokładne i obszerne badania naukowe, których wyniki przesłała do Niemiec i USA. Czeka na odpowiedź. Faktycznie, Florcia zaczęła mocniej chudnąć po odrobaczeniu, ale wiązałam to wyłącznie z eksplanacją przez ssące kocięta... Może to rzeczywiście być wpływ tego leku. Może w najlepszej wierze jej zaszkodziłam? Póki co maleńka moja dostaje dwa antybiotyki od wtorku. Powinnam też jej narzucić dietę, ale muszę jej dawać to, na co ona ma ochotę, bo inaczej Florcia wcale nie chce jeść czegoś, czego nie zna. Głaszczę, tulę, dopieszczam, daje proszki i się martwię. A ona, śliczna moja kruszynka, chodzi za mną wszędzie. Gdziekolwiek się w domu przemieszczę, zawsze mam ją w zasięgu wzroku. Czasem przychodzi się tulić, siada na drukowane, jeśli próbuję czytać i doprasza się uwagi. Jest słodka, kochana i taka ufna. Stworzona specjalnie dla mnie. Moja śliczna. Jak na nią patrzę, jak sobie teraz spokojnie śpi, to chciałabym mieć czarodziejską różdżkę żeby zapewnić jej zdrowie, bo wszystko inne mogę jej dać sama, bez różdżki. Trzeba przeczekać zły czas. W końcu każda żmija ma swój koniec.
Wybieram się dzisiaj do Łazienek. O czternastej mam tam się spotkać z Julkiem, który nocował u kolegi na Bemowie. U nas zaś nocowała Marysia, przyjaciółka Zosi. O piętnastej jest w naszym kościele msza dla przyszłorocznych komunistów. W piątek Zosia miała ślubowane w szkole muzycznej, a wczoraj odbył się dwugodzinny, świetny koncert, z okazji jubileuszu szkoły. A po nim przyjęcie. Tyle tych przeróżnych konieczności bycia, pojechania, zdążenia, zrobienia i dopilnowania, się nawarstwia, że albo się do tego przyzwyczaję i przystosuję, albo zwariuję.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Nie paź 02, 2016 9:58 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

To się narobiło we Florciowych jelitach i brzuszku :(
Milbemax zdawał się idealnym delikatnym środkiem ,a tu takie buty :evil:
Warto zapamiętać a jeszcze bardziej potrzymać zaciśnięte kciuczki za powrót do zdrowia
Florci . :ok: :ok:

iwona66

Avatar użytkownika
 
Posty: 10969
Od: Pt paź 23, 2009 15:40
Lokalizacja: warszawa - wołomin i jeszcze dalej :)

Post » Nie paź 02, 2016 10:15 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Dziękuję.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Nie paź 02, 2016 10:31 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Ojej no to sie porobilo, kciuki mocne :ok: :ok: :ok:
Fajnie ze ta wetka na to wpadla!
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie paź 02, 2016 11:12 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Zdrowka !!!

No jestem w szoku...

Ale tez... u Coco objawy neurologiczne pojawily sie po odrobaczaniu i prawdopodobnie jesli dobrze kojarze wlasnie tym srodkiem...
Interesujace...
Załoga: Pixie, Nitka, Coco i Ćiorny oraz Dixie[*]
Kot Pixior i burasy zapraszają: https://www.facebook.com/PixieKotZCharakterem
Zbiórka hiltonka: https://pomagam.pl/hilton

PixieDixie

Avatar użytkownika
 
Posty: 9834
Od: Czw kwi 23, 2015 7:40
Lokalizacja: TG

Post » Nie paź 02, 2016 11:49 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Duzo zdrowia!!!
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87941
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Nie paź 02, 2016 18:45 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Niedzielny wieczór. Koty śpią porozciągane w różnych miejscach i fantazyjnych pozycjach w esy - floresy. Gustawek mruczy na drapaku. Zosia ćwiczy "Wlazł kotek" w różnych tonacjach. Paweł czyta książkę, a Julek uczy się historii na jutrzejszą klasówkę. Wstawiłam do piekarnika kurczaka na jutrzejszy obiad. On sobie skwierczy wesoło, a ja siedzę na balkonie i delektuję się spokojem o szarej godzinie. Gdzieś na dole, w radosnej zabawie, śmieją się czyjeś dzieci. Na niebie burczy jakaś migająca światłami awionetka. Za czasów mojego dzieciństwa, to był tak niezwykły widok, że cała dzieciarnia wrzeszczała "panie pilocie, dziura w samolocie". Tu i teraz prawie nikt nie zwraca uwagi na samoloty nasze powszednie. Oprócz mnie, bo ja rzecz jasna zawsze się gapię.
Bociany odleciały już ponad miesiąc temu i gniazdo na słupie obok szkoły stoi opuszczone i smutne. W szkole był dzisiaj piknik charytatywny. Zebrane pieniądze mają zostać przekazane na leczenie dwóch chorych uczniów naszego gimnazjum. U Olafa, chłopca z klasy Julka, wykryto guza mózgu. Jest teraz w trakcie chemioterapii i nie chodzi do szkoły. Po powrocie ze szpitala ma mieć nauczanie indywidualne. A Maciek z drugiej "C" w wakacje przeszedł w Niemczech bardzo skomplikowaną operację wady serca. Po zabiegu wywiązały się poważne powikłania. Dziecko było długo reanimowane i jak dotąd, pozostaje w śpiączce. Rodzice musieli załatwić specjalistyczny transport sanitarny żeby przewieźć chłopca do Warszawy. Bardzo potrzebują pieniędzy. Strasznie tym ludziom współczuję, bo jestem przekonana, że poważna choroba dziecka, jest najgorszą rzeczą, jaka może człowieka spotkać. Nasz poczciwy proboszcz w kaplicy co niedzielę prosi o modlitwę za Olafa i Maćka. Kościoła jeszcze nie mamy, bo dopiero się buduje. Ale szanuję i lubię naszego księdza. To człowiek przed sześćdziesiątką, z blizną w postaci wady wymowy po przebytym udarze. Księża bywają różni, ale nasz jest życzliwy, uczciwy i prosty. Pozbawiony wszelkiej wyniosłości, ocenia wszelkie sprawy i wydarzenia "na chłopski rozum". Ma dobrze poukładane w głowie. Są oczywiście tacy, którzy krytykują tą jego prostotę, ale ja właśnie za nią najbardziej cenię naszego księdza Justyna. Myślę, że dobrze o nim świadczy fakt, że nie pozostaje obojętny na ludzkie nieszczęścia. Dobrze jest lubić jak najwięcej osób, bo świat staje się wówczas... przytulniejszy.
Byłam dziś w Łazienkach. To najpiekniejszy park w Warszawie. Mój ulubiony. Pojechałam odebrać Julka, który wybrał się z kolegą. Dopingowali uczestników dzisiejszego biegu na Agrykoli. Oczywiście, z powodu tego biegu, niektóre ulice w Śródmieściu były wyłączone z ruchu. Zamiast stać w korku - gigancie, zaparkowałam autko z boczku stylem "na świętą krowę" i doszłam do Pałacu na Wodzie piechotką. Dzięki temu załapałam się na całkiem przyjemny spacerek przez kilka parków. Jesień w Warszawie jest przepiękna. Drzewa pieszczą oczy jaskrawą żółcią i czerwienią liści. Idąc czarownymi alejkami, ma się uczucie, jakby ludziom pod nogi kapało roślinne złoto. W łazienkach jest dużo kasztanowców. Akurat dojrzały kolczaste kuleczki i spadają, otwierając na oścież swoje soczyście brązowe serduszka. Zawsze uwielbiałam zbierać kasztany. Kiedyś, gdy nie było jeszcze gimbusów, codziennie musiałam maszerować do o dwa kilometry odległej szkoły. Tylko zimą, jak był głęboki śnieg i straszny mróz, albo zamieć, dziadek woził mnie zaprzężonymi w parę gniadoszy, saniami. Jesienią, wracając ze szkoły, zawsze zachodziłam z koleżankami na pobliskie pastwisko żeby zbierać kasztany. Bo tam właśnie rosły jedyne w okolicy kasztanowce. Potem dźwigało się wór tych kasztanów w tornistrze, a w domu, robiło ludziki. Moje dzieci teraz też robią takie stworki. Ale dzisiaj na kasztany nie miałam zupełnie czasu, bo musiałam dotrzeć punktualnie na spotkanie z synem moim osobistym, który zapomniał zabrać z domu telefonu. Widok lustrzanego odbicia pałacu w wodzie, nieodmiennie zawsze mnie zachwycał. Obawiam się, że w tym codziennym zabieganiu, ten właśnie cenny zachwyt nad pięknem tego świata, mi umyka. Czas przecieka przez palce, a ja zazwyczaj nie potrafię się zatrzymać, otworzyć szeroko oczy i patrzeć... sercem. Ale dzisiaj mi się udało i niezmiernie mnie to uszczęśliwia. Bliski kontakt z przyrodą ugłaskuje duszę, uwalnia od wyczerpania, zamkniętego w betonie człowieka. Pozwala odzyskać siły i wiarę w to, że ze wszystkim można sobie poradzić. Tak, zielone zawsze doskonale robiło mi na głowę. Ale, bez przesady: nadal nie chce mi się iść jutro do pracy. Posiedziałabym w domku z kotami, poczytała książkę na kocyku pod drzewem, pojechałabym nad zalew popływać łódką. Bez zadyszki i na spokojnie. Chyba potrzebuję trochę urlopu od mojego życia.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon paź 03, 2016 21:43 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Wróciłam późno z pracy, bo musiałam zajechać do sądu. W zeszłym tygodniu dostaliśmy jakieś niezrozumiałe pismo z magicznymi tabelkami z wydziału ksiąg wieczystych. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, ale bałam się panicznie na wszelki wypadek. Bo taki list z sądu to może być poważna rzecz. Już całe wieki nie byłam w sądzie, to dziś nadrobiłam zaległości i tam sobie posiedziałam w gigantycznej kolejce z numerkami. A potem okazało się, że wzięłam nie taki numerek, jak trzeba, więc całą procedurę przeżyłam powtórnie. Zresztą, miła pani w okienku udzieliła mi niezbędnych wyjaśnień i wsparcia psychicznego, wskutek czego zrozumiałam, że niepotrzebnie zużyłam tyle energii na strach. Bo chodziło o jakieś bzdurne zmiany w części wspólnej i nikt mnie z dziećmi i kotami nie zamierza wyrzucać pod Most Poniatowskiego. Ani żaden inny. Wszyscy mieszkańcy mojego osiedla obligatoryjnie dostawali takowe liściki. Zmarnowałam czas, ale i tak odczułam ogromną ulgę. Jestem żywym dowodem na poparcie tezy, że nieznajomość prawa szkodzi. Zawału można dostać. Jeśliby stres odmładzał, to byłabym na etapie blastocysty i przejmowałabym się wydzielaniem właściwej ilości gonadotropiny do implantacji, a nie jakimiś koszmarnymi wyobrażeniami krzywd sądowych. Tak już miewam: jak czegoś nie wiem, to wymyślę tragiczny scenariusz na wszelki wypadek. W dodatku okazało się, że moja biała kurtka od deszczu nabrała w dniu dzisiejszym znaczenia politycznego, chociaż dla mnie miała jedynie nieprzemakalne... Poprawność kobieco - społeczna wymagała bowiem w dniu dzisiejszym czarnego przyodziewku, ze względu na odbywający się w deszczu protesty kobiet. Tyle, że żadne czarne ubranie, znajdujące się w moim posiadaniu, nie chroni od deszczu tak doskonale, jak... biała kurtka.
A w domu musiałam się śpieszyć z obiadem i wynikła z tego katastrofa herbaciana. Wstawiłam ryż, bo szybko się gotuje i nie trzeba go obierać ze skórki. Ryżyk bulgotał w garnku wesoło, kurczę pieczone się podgrzewało, a ja miotałam się po domu. Gustawek mi dzielnie towarzyszył w kuchennych zmaganiach. Siedział sobie grzecznie na krześle przy stole i obserwował rozwój wypadków. Wcześniej zrobiłam sobie ulubioną herbatę. Nie jestem zwolenniczką wyparzania gęby, więc nie piję gorącej, tylko czynnie czekam, aż ostygnie, zajmując się w międzyczasie czymś innym. A gdy się doczekałam, to tak nieostrożnie chwyciłam kubek, że wysunął mi się z dłoni, rozpryskując malowniczo swoją zawartość dookoła. Gustawek znalazł się w polu rażenia, niestety. Został solidnie ochlapany osłodzoną, brązową cieczą. Wystrzelił z kuchni, jak katapultowany, bo on nigdy nie był entuzjastą nagłych i niespodziewanych kąpieli. Mimo, że herbata była przyjemnie ciepła. Ale futro niefortunnie zaplamiła. Już się zastanawiałam, czy jednak nie złapać kocurka i nie zaserwować mu rytualnego szorowania, gdy reszta kotów ruszyła Gustawkowi z higieniczną odsieczą. W końcu każde z nich mogło siedzieć na pechowym krześle... Dobrze się stało, bo kocurek mój uniknął skołtunionego irokeza na pupinie.
Słyszałam dzisiaj przemowę Pawła do Aleksika:
- O nie! matki ssać nie będziesz! Muszę przerwać tą paradę miłości! Ile ty masz już miesięcy! Za duży już jesteś i dawno z tego wyrosłeś. W twoim wieku są takie głaszczące rozrywki.
Nawet w domu mam paradę.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Wto paź 04, 2016 14:05 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

"jak czegoś nie wiem, to wymyślę tragiczny scenariusz na wszelki wypadek. " dokładnie, ja robię tak samo :) Kiedy zaglądam do skrzynki to serce podchodzi mi do gardła, z ulgą stwierdzam, że w skrzynce nic nie ma, ale jak jest i widzę napis Urząd Skarbowy, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, sąd, urząd miasta, czy nawet rachunek to mi się wszystko skręca w brzuchu. Fatalne uczucie.

Fajnie, że Gustawka nie musiałaś myć :D
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 36 gości