Ragilian, czyli czułe ragdoll show.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto wrz 20, 2016 11:49 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:kotek:
Jak sie dzis czujesz?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto wrz 20, 2016 20:23 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Nie wiem jak ona to robi....Liliana umie wszystko powiazać czasowo .Mimo iz jej każdy dzień jest wypełniony bez reszty znajduje jeszcze czas by pomagać.
Wysiadła mi nieoczekiwanie pralka.Przy zwierzakach w domu brak pralki jest tragedią.
Na kupno nowej obecnie mnie nie było stać ale znalazłam w Jankach sklep gdzie sprzedaja pralki powystawowe lub regeneracji.
Kochana dziewczyna zabrała mnie do Janek i pomogła przywieść pralkę.Mam nadzieje ze zakup jest udany :ok:
Umówiłysmy sie w Warszawie na mieście .Po drodze podjechała jeszcze bym odebrała pudło z materiałami do swoich prac i do Biedronki dzieki czemu zrobiłam wieksze zakupy.
Nie wiem jak ci Liliano dziękować .Pralka już działa i zrobiałam pierwsze prania.
Jadąc do mnie do Serocka wstąpiłyśmy po drodze do domu Lilianki .Miałam sposobnośc podziwiac jej cudowne puchatki.Ostatni młodzian bardzo uróśł od czasu kiedy widziałam go po raz ostatni i jest niemal tak duzy jak Florcia.Zapowiada się na olbrzymiego ragdolla
Wszystkie kociki sa jak delikatne, puszyste obłoczki :)
Zobaczyłam tez nowe pianino Zosi które jest koloru matowego,ciemnego orzecha i idealnie odnalazło sie posród innych mebli w pokoju.
Podziwiałam te z nowy obrazek z Maryjką . To rodzaj ceramicznej płaskorzeżby.Niezwykle ciekawy i orginalny.
Poniewaz jakiś czas nie pisałam na Miau nie pochwaliłam sie,że byłysmy w zeszłym tygodniu na wycieczce w pałacu w Radziejowicach.
Była piękna,słoneczna pogoda.
Zarówno park jak i muzeum bardzo ciekawe.Ta wycieczka oderwała mnie od codzienności.
W pałacu mieści sie dom pracy twórczej i muzeum Chełmońskiego który od zawsze należał do moich ulubionych ,polskich malarzy.
To był cudowny dzień pełen niezapomnianych przezyć
Jestem pod wrażeniem niespożytych sił Liliany i jej wspaniałego serducha. Jako kobiety,matki,żony,posiadaczki kotów i dobrego człowieka
Ostatnio edytowano Śro wrz 21, 2016 19:41 przez Bunio& Daga, łącznie edytowano 5 razy

Bunio& Daga

Avatar użytkownika
 
Posty: 1917
Od: Pt wrz 19, 2014 11:37
Lokalizacja: Serock

Post » Wto wrz 20, 2016 20:26 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Liliana gdzies chyba chowa jakies skrzydelka pod bluzeczka :1luvu:
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87939
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Wto wrz 20, 2016 20:27 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

zuza pisze:Liliana gdzies chyba chowa jakies skrzydelka pod bluzeczka :1luvu:

I ja tak myślę :ok:

Bunio& Daga

Avatar użytkownika
 
Posty: 1917
Od: Pt wrz 19, 2014 11:37
Lokalizacja: Serock

Post » Wto wrz 20, 2016 20:33 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Naprawdę trzeba byc aniołem wytrzymałości by po wyrwaniu dwóch zebów tak funkcjonowac.
O tym co przeszła świadczyła bladośc na twarzy,Takie rwanie zebów sponiewiera każdego...

Bunio& Daga

Avatar użytkownika
 
Posty: 1917
Od: Pt wrz 19, 2014 11:37
Lokalizacja: Serock

Post » Śro wrz 21, 2016 20:39 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Hej hej jak samopoczucie?
Załoga: Pixie, Nitka, Coco i Ćiorny oraz Dixie[*]
Kot Pixior i burasy zapraszają: https://www.facebook.com/PixieKotZCharakterem
Zbiórka hiltonka: https://pomagam.pl/hilton

PixieDixie

Avatar użytkownika
 
Posty: 9834
Od: Czw kwi 23, 2015 7:40
Lokalizacja: TG

Post » Czw wrz 22, 2016 21:05 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Jesień przyszła niepostrzeżenie. Tak nagle i bez pukania do drzwi. Od kilku dni zrobiło się chłodno. Rano temperatura spada do pięciu stopni, a nad szaro - zielonymi łąkami unoszą się mleczne pasma gęstej mgły, która wstydliwie przesłania zwiędłe spustoszenie. W powietrzu czuć zapach ziemi i upadłych liści. Drzewa, niezadowolone z mniejszej ilości światła, wstrzymały fabryki chlorofilu i rażą w oczy żółtymi liśćmi. Koniec upałów i oblewania się potem. Nadszedł czas drżenia z zimna. Trzeba wyciągać cieplejsze swetry i katować grzbiet kurtkami. Na szczęście deszcze jeszcze nie chlapią po świecie, więc można chodzić na melancholijne spacery, jak się ma czas. Albo siedzieć wieczorami z dobrą książką, kocykiem i oczywiście, kotami na kolanach. Najlepiej czterema: własnymi, puchatymi, kochającymi...
Trzymam w ręce ogon. To bardzo fajny ogon. Ukochany, brązowy i puszysty. Florciowy. Ten ogon przesłania mi świat, a właściwie monitor. Reszta, do której doczepiony jest ogon, też nie jest przezroczysta. Ale jest bardzo spragniona bliskości, dlatego właśnie włazi na biurko, wprost przed moje oczy. Głaszczę i słucham mruczących piosenek.
- Coś mi się wydaje, mamo, że w łazience była wielka skarpetowa emigracja. - ogłasza Julek.
Aleksik znudził się zapewne pluszowymi myszami i znalazł sobie nowe zabawki w pojemniku na pranie. Mam problem ze sprzątaniem, co mnie nieco irytuje. Ale w jednym czasie mogę być tylko w jednym miejscu i zwyczajnie się nie wyrabiam. A wożenie Zosi na zajęcia jest czasochłonne. Najgorzej jest w środy, bo na dojechanie na Namysłowską mam tylko dwadzieścia pięć minut. Wczoraj wpadłam do szkoły, zabrałam dziecko osłupiałej nauczycielce przed ostatnią lekcją i kazałam pędem biec do szatni. Zmienić buty, włożyć kurtkę, bo zimno, schować kapcie do worka i sprint do samochodu.
- Mamo, rura? - pyta rezolutnie moja eteryczna dziewczynka. Zastanawiam się, skąd ona zna takie wyrażenia. Pewnie ode mnie.
- Rura, Zosiu.
Ja jadę, jak się do najszybciej, a ona się przebiera na tylnym siedzeniu. Włączam ogrzewanie, bo żeby założyć trykot, trzeba się roznegliżować do majtek. Trykot ma większy dekolt z tyłu. Potem leginsy i baletki. Na to sweter i kurtka. Każę jej zapiąć pasy i rzucam do tyłu pudełko z obiadem. Zosia je, a ja pędzę, klnąc w duchu antyfalę czerwonych świateł i wszystkich ślimaczących się na drodze. Na Modlińskiej ustawiam się na lewym pasie i usiłuję nie przekraczać osiemdziesiątki. Oczka mi latają, jak na rozstajnych drogach w poszukiwaniu niebieskich, migających światełek. Przyjeżdżamy na miejsce na styk. Wszystko elegancko zastawione, nie ma gdzie stanąć. To specyfika Warszawy, że można sobie jeździć do woli, ale z zatrzymywaniem się jest zawsze problem. Parkuję gdzie bądź i znów biegniemy do sali. Ona w tych baletkach, bo sznurowanie zajmuje dużo czasu, więc trzeba to zrobić w samochodzie. Dowiaduję się, że trzydziestego jest ślubowanie, a przed uroczystością konieczna jest seria prób. Kurczę blade, gdzie ja wcisnę te próby? Lecę przepakować auto, zanim mili panowie zostawią mi karteczkę z zaproszeniem na najbliższy komisariat. A potem wracam i mogę sobie spokojnie siedzieć i czekać prawie dwie godziny, aż Zosia skończy zajęcia. Siadam, jak zwykle obok mamy Mai. Mogłabym poszukać dla siebie jakiś zajęć, pochodzić na angielski, albo jakiś fitness, ale wolę pogadać z mamą Mai. Ma na imię Agnieszka, jest ode mnie pięć lat młodsza i dobrze mi się z nią rozmawia. Wiem, że się z nią zaprzyjaźnię, ale na to trzeba czasu i wspólnego siedzenia na krzesłach w holu szkoły muzycznej. Wolę dobre relacje z ludźmi, niż samokształcenie. W moim wieku nie nawiązuje się zbyt łatwo nowych przyjaźni, więc nie należy przepuszczać okazji, jak się nadarza. Po lekcjach odwożę Agnieszkę i Maję na Głębocką, bo one tam mieszkają, a nie mają akurat tego dnia samochodu. Mam po drodze. Zresztą, nawet, jakbym nie miała, to trzeba sobie wzajemnie pomagać. Mi też ludzie pomagają, jak mam kłopoty, albo po prostu tej pomocy potrzebuję. Żyjemy razem na tej małej Ziemi i każdy zmaga się ze swoim losem. Łatwiej i radośniej żyje się ludziom, którzy się wzajemnie wspierają, zamiast hodować węża konkurencji i skakać sobie do oczu. Wracam do domu w akompaniamencie Zosiowego szczebiotu. A w gnieździe rodzinnym... bałagan. Futro miękkie i puszyste zbija się w aksamitne pasma po kątach. W obu łazienkach pyszni się żwirkowa plaża, wśród powyciąganych z prania skarpetek. W zlewie zgrabny stos brudnej porcelany, równo ustawionej w metalowym garze do kuchni indukcyjnej. Też brudnym. Po raz kolejny postanawiam sobie wezwać magika do zepsutej od lutego, czy marca, zmywarki. Z powodu tego bajzlu TŻ był łaskaw zaprezentować pełnoobjawowy foch już w poniedziałek, kiedy po ekstrakcji dwóch wrażych ósemek ledwie żywa wróciłam z dzieckiem z zajęć z fortepianu, a potem zmusiłam się żeby jeszcze pojechać po spoconego Pawła, który przed dwudziestą pierwszą skończył trening karate. Regularnie wysłuchuję również pretensji o to, że koty napaskudziły do kuwety. Tak sobie myślę, że to chyba dobrze, że trafiają tam, gdzie trzeba. A paskudzić musi każda istota żyjąca. Szanowne pana profesorskie kiszki, z całym szacunkiem, również muszą być opróżniane, co tworzy w klopiku aurę cyklonu "B". Szczęśliwie TŻ, w ramach protestu przeciwko bałaganowi, sam zaczął odkurzać. No, cóż: aktywność fizyczna jest wskazana u osób z nadwagą. Niechlubnie zaliczam się do tej właśnie grupy, ale wieczorem nie jestem już w stanie jeździć na szmacie. Trzeba będzie zatrudnić kogoś do sprzątania. Muszę uzbroić się w cierpliwość, bo myślę, że niedługo również TŻ wpadnie na ten pomysł i nie będę musiała mu niczego narzucać.
Czasem wydaje mi się, że nie mam już siły. Że jestem u kresu wytrzymałości. Ale to nie jest prawda. Po prostu czasem gorzej się czuję i jestem słabsza. Ale to minie, razem z zielonkawo trupim odcieniem bólu na mojej twarzy. Za dzień - dwa odzyskam żywszy wygląd. Dziury po usuniętych ósemkach powoli mi się goją. Niestety, wróżka zębuszka nie przyjmuje takich plugawych zębów, więc nie dostanę za nie żadnej gratyfikacji. A szkoda, bo szczęśliwie udało mi się zrobić rezerwację na przyjęcie komunijne Zosi w przyzwoitej restauracji w Serocku. I rozpaczliwie potrzebuję jakiejś hojnej, skrzydlatej cudotwórczyni, najlepiej z własną mennicą do wydzierżawienia. Ale te ósemki napsuły mi tyle krwi, że nawet mi nie żal, że spłoną w ogniu nieugaszonym, razem z innymi odpadami medycznymi. Należy im się.
Potrzebuję się położyć do łóżka i porządnie wyspać, ale nie jestem w stanie wytrzymać tego, co się wyprawia w telewizji. TŻ się zmęczył odkurzaniem i ogląda fascynujący film. Jeden pan lata ze śrubokrętem, albo łopatą i morduje innego pana, a znów kolejnego oblewa benzyną i podpala. Umierający w mękach charczą, jak gruźlik przez megafon. Do tego, jakoby w zapasie, psychopata błyska okiem i wozi sobie w bagażniku jakąś dziewczynę do zamordowania. Chyba na wszelki wypadek, jakby mu było mało. Nie jestem w stanie patrzeć na coś tak potwornie złego, ani słuchać ścieżki dźwiękowej. Robienie takich filmów jest chore, a oglądanie to istna tortura, która szkodzi na równowagę psychiczną i kaleczy duszę. Tyle jest zła w tym filmie, że zupełnie nie rozumiem, jak takie coś może się komukolwiek podobać. Niby wiem, że to jest fikcja, nieprawda, że to tylko aktorzy grają swoje role i nikt naprawę nie ginie. Ale patrzenie na coś takiego, to jakiś koszmar. Idę wyprzytulać koty. Albo najlepiej złapię całe puchate towarzystwo i położę się spać do Zosi. Jest malutka, pachnąca, ciepła, i najmojsza. I zupełnie nie przeszkadzają jej nasze kłaczki, bo szczerze kocha ich producentów. Tak, jak ja.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pt wrz 23, 2016 10:36 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Lilianko, należy Ci się porządny odpoczynek.
Bardzo, Kilka godzin w SPA, masaże, maseczki,
Pomyśl o sobie :201461
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Pt wrz 23, 2016 12:10 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:ryk: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk: :ryk:
Mój też lubi filmy gdzie się zabijają- najlepiej jak duzo i gęsto "ściele się trup"
Ja jestem fanką horrorów, mam wysoko postawioną poprzeczkę strachu filmowego, ale nie cierpie horrorów gdzie się ludzie zarzynają i przez cały film leje się krew.

Fajne masz życie, tyle się w nim dzieje. Choć jesteś czasem zmęczona to przynajmniej się nie nudzisz, przeżywasz przygody, choćby to było tyle przejechanie przez Warszawę! A propo będę w Warszawie we wtorek :D Z tym że muszę wyjść z domu o 6.30 :/ Więc wszystko się może zdarzyć. I będę samotnie przez kilka godzin zwiedzać. Zaczynam na Cmentarzu na Powązkach, a potem pieszo idę do samej Wisły (bo chcę zobaczyć rzekę) i na Nowe Miasto, potem na Stare Miasto i w stronę Pałacu Prezydenckiego (ten punkt zależy od tego ile czasu zajmie mi ten spacer) i potem pod Pałac Kultury, gdzie spotkam się z m. Pójdziemy coś zdjęć do jakiejś wegańskiej knajpki, których podobno u Was sporo, a potem razem pójdziemy do Łazienek :) Już będzie wieczór. I potem może (ale to zobaczymy) autem przejedziemy się przez Pragę i do domu. Mam zamiar zrobić mnóstwo zdjęć :)

A jesień pięknie pachnie :)

Wczoraj widziałam dwa rogdolle u weterynarza - puchatość nieziemska, ale wcale nie były jakieś spore. Może były młode.
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt wrz 23, 2016 22:57 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

jestem na bieżąco...

pozdrawiamy cieplutko :1luvu: :201494 :201494 :201494
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21754
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt wrz 23, 2016 23:23 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Czekam aż sernik się upiecze. To niby najszybsze ciasto do zrobienia, ale godzinę i tak musi siedzieć w piekarniku. W piątek piekę ciasto na niedzielę, bo jutro mam dyżur i mogę się nie wyrobić. A i tak jeszcze się nie zdarzyło, żeby rzeczone ciasto na niedzielę, do tejże niedzieli dotrwało... Zresztą, w niedzielę też pracuję. O żadnym spa, niestety mowy nie ma i czasem mam wrażenie, że najbliższy odpoczynek, jaki mnie czeka, to ten wieczny. Ot, takie czarnowidztwo. A tu październik za pasem. A w październiku zawsze zabieram dzieci w Góry Świętokrzyskie. Wtedy jest tam najpiękniej, bo jesień zabarwia na żółto bukowe lasy. Jutro, jak nie zapomnę, muszę zrobić rezerwację w Nowej Słupi.
U kociątek w nowych domach wszystko w porządku. Pewnie niedługo zaczną im wypadać mleczne ząbki... A ja tego nie zobaczę. Mam jeszcze Aleksika, ale u niego jeszcze nic się nie chwieje w buzi. Alwiś za to nie wykazuje należnego entuzjazmu w stosunku do suchej karmy, co martwi jego panią. Dostaje ulubionego Oriena. Ale za to żarłocznie pochłania pięć mokrych posiłków dziennie. Pewnie na suche nie ma już miejsca w brzuszku. Cieszą mnie niezmiernie rozbawione zdjęcia smyków z mojej hodowli: a to na nowiutkim drapaku, a to na tle kolorowej ściany, a to w objęciach ze starszym rezydentem. Szczęśliwe koty na swoich włościach. Taki ragdoll, to sama miłość w puszystej postaci. To takie miłe, że moje kocie dzieci są niewyczerpalnym źródłem radości dla bliskich im ludzi. Delektuję się obecnością Aleksia. To sama mrucząca słodycz. Niestety, oprócz dobrych rzeczy, zdarzają się też zdarzenia przykre. Staram się o tym nie myśleć przed snem, ale jakoś nie potrafię.
Od wielu lat chadzam regularnie na wizyty domowe do pewnego małżeństwa. Tak udanego, że z przyjemnością przyglądam się ich relacjom, ilekroć tam jestem. On mówi do niej "czy możesz, Tereniu włączyć światło, bo trochę ciemno tutaj". Pełna kurtuazja, zawsze z szacunkiem. Wszelkie zasady etykiety oboje stosują z wdziękiem, w sposób naturalny, jakby były one integralną częścią ich natury. Pan Stefan przez lata pracował w polskim radio, jako pianista. Dobrze znał Władysława Szpilmana i czasem mi o nim opowiadał. W czasach głębokiego komunizmu, gdy wyleciał z pracy w radio, zajął się tłumaczeniem książek w jednym z wydawnictw, zna bowiem biegle trzy języki obce. W tym właśnie wydawnictwie poznał żonę i razem pracowali tam aż do emerytury. Pani Teresa jest osobą cichą, skromną i chciałaby mężowi nieba przychylić. Ale to ona stanowiła mocny filar tej rodziny, bo on jest po trzech udarach i czterech zawałach. Mimo licznych chorób pan Stefan zachował jednak młodzieńczą wprost i zadziwiającą jasność umysłu. Właściwie, zachował nie tylko jasność, ale przede wszystkim pewnego rodzaju błyskotliwość rozumowania. To naprawdę dobrzy i niezwykli ludzie. Oboje są bardziej przed dziewięćdziesiątką, jak po osiemdziesiątce. Pan Stefan to prawdziwy, przedwojenny dżentelmen, z tych, co to wstają, jak do pokoju wchodzi kobieta. Od trzech lat, jednakże nie wstaje, bo osłabiony, leży plackiem w łóżku. Po ostatnim zawale, fizycznie nigdy się nie pozbierał. Ale, dzięki opiece żony i staraniom zatrudnionej tam pani opiekunki, miał się całkiem nieźle. To pani Teresa wszystko załatwiała. Mimo paskudnej osteoporozy, poruszała się sprawnie. Ale od kilku tygodni zaczął ją mocno boleć kręgosłup. Zapaliło mi się czerwone światełko, bo kiedyś przytrafiło jej się kompresyjne złamanie kręgu, więc kazałam jej pójść do przychodni i zrobić prześwietlenie. Skierowanie nabierało mocy urzędowej. Ale kobiecie jakoś nie było po drodze, a nasza nowoczesna maszyna do RTG jest wyłącznie stacjonarna i do niej przyjechać nie mogła. Pani Teresa zaczęła jednak coraz bardziej słabnąć. Łatwo się męczyła i chodzenie zaczęło sprawiać jej trudność. Morfologię miała tragiczną, więc wylądowała w końcu w szpitalu. I tam zrobiono jej to zdjęcie. I okazało się, że kobieta ma w płucach ogromne i bardzo agresywne raczysko, nie kwalifikujące się do żadnego leczenia, oprócz paliatywnego. Specyfiką raka płuc jest to, że nie daje dolegliwości bólowych, bo tkanka płucna nie jest unerwiona. W krańcowym stadium człowieka męczy za to niewiarygodna duszność, znacznie bardziej dokuczliwa, niż jakikolwiek ból. No i pani Teresa jest na oddechu wspomaganym, a raczej wymuszonym. Oddycha za nią respirator. Umiera. Nie wróci już do domu, do męża, który na nią czeka. On niby wie, że stan żony jest bardzo ciężki, a rokowanie złe, ale broni się przed świadomością, że zostanie wkrótce sam. Może dziś, może jutro. Czasem prawda, nawet najprawdziwsza, pozbawiona wszelkiego fałszu i krystalicznie czysta, może człowieka zabić, więc siedzę cicho. Słucham. On i tak nie mógłby się z żoną pożegnać, bo sam tam nie pójdzie. A zresztą ona jest nieprzytomna. Mają co prawda syna, na którego niestety przepisali notarialnie mieszkanie, ale ten nie chce się nimi zajmować. Pracuje sobie jako przewodnik wycieczek i nie ma czasu dla starych rodziców. Od siódmej, do jedenastej trzydzieści u leżącego pana Stefana jest opiekunka, która go myje, podaje mu śniadanie i obiad, zostawia przy łóżku kolację i herbatę w termosie i idzie dalej, do innych chorych. Po południu i w nocy pan Stefan jest zupełnie sam. Leżący. Z książkami i telewizorem. Co z nim będzie, jak żony zabraknie? Co się z nim stanie? Nie powinnam się osobiście zbyt mocno angażować w sprawy moich pacjentów, bo się wypalę... Ale przecież nie mam serca z kamienia. I tak mi ciężko i przykro. I martwię się. Trzeba mu będzie załatwić więcej opiekunek i modlić się żeby okazały się solidne i godne zaufania. Tylko kto za to zapłaci? Zapewne, pan Stefan. Kolejnym zawałem. Syn odziedziczy mieszkanie. A ja się nie odważyłam zapytać pana Stefana, czy nie sprzedałby mi pianina, bo uważałam, że to by mogło wyglądać na naciąganie na drogą łapówkę...
Idę wyłączyć sernik, bo mi się spali.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Sob wrz 24, 2016 8:12 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Liljanko podziwiam Cie nieustannie :201494 :201494 .Masz tyle wlasnych spraw, pracy w domu i problemow osobistych a znajdujesz czas dla swoich pacjentow nie wspominajac juz o pieczeniu sernika :roll: czy Twoja doba jest dluzsza ? :ryk: . Ty zawsze przejmujesz sie losami swoich pacjentow a ich najblizsze rodziny najczesciej czekaja tylko na majatek.
Mam przyjaciolke bardzo podobna do Ciebie, osobe o wielkim sercu . Jestem bardzo szczesliwa ze znam cie osobiscie . :1luvu:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26800
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob wrz 24, 2016 9:34 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:201454
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Sob wrz 24, 2016 10:56 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:( bardzo smutna historia...
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Sob wrz 24, 2016 21:49 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Zadzwonił do mnie miły pan w sprawie Aleksika. Niestety, okazał się... nieogarnięty czasowo. Za żadne skarby świata nie oddam mu mojego kocika. To nie jest modna, interaktywna zabawka dla snobów, taka, którą można naładować wtedy, kiedy sobie człowiek o niej przypomni, tylko żywa, czująca osoba. Czarująca osoba. A właściwie osóbka. Kocie dziecko. I wymaga czułej opieki i troski, a przede wszystkim odpowiedzialności. A tego w tym człowieku nie udało mi się odnaleźć. Głupio mi było powiedzieć mu prosto w oczy, że się nie nadaje, bo nie spełnia moich kryteriów, więc podałam mu taką cenę, że wyskoczył z trampek i odszedł w siną dal boso. Mój Aleksik albo będzie miał optymalny dom, albo zostanie ze mną. Aż się nie mogę od Aleksika odkleić, gdy sobie uświadomię, ile niedoli i niebezpieczeństw by na niego czekało, gdybym nie była wystarczająco czujna. Siedziałam, głaskałam i tuliłam kociaka, aż tak się zrelaksował, że go sen zmorzył. I zasnął. Z główeczką w mojej dłoni. Taki rozczulający, ciepły i bezpieczny.
Skarb
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Orbinio się wdzięczy :D
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odniosłam dziś prawdziwe zwycięstwo. Nad sobą mianowicie.
Miałam dziś dyżur. Skończył się letni tryb pracy. Ludzie chorują na potęgę, więc poczekalnia momentami pękała w szwach. Przyszła również jedna awanturna kobieta, która wystawiła doprawdy moją cierpliwość na próbę. Na początek miała pretensje o to, że niewystarczająco starannie zaprosiłam ją do gabinetu, potem padły uwagi na temat smrodu w poczekalni, konieczności czekania, aż wyjdzie poprzednia osoba, a następnie cała lista skarg i zażaleń odpowiednich na wszelkie okoliczności. Cóż, ludzie bywają różni. Niektórzy zwyczajnie się złoszczą, że cierpią i choroba nie pozwala im normalnie funkcjonować, a zmęczenie zacina hamulce jakiejkolwiek ogłady. Inni potrzebują ludzkiej uwagi, chcą poczuć się ważni i zaopiekowani. Ale są też tacy, którzy uważają, że im się wszystko należy, bo są lepsi, albo mądrzejsi, albo bogatsi, niż ogół. Ale, niezależnie od przyczyny pretensjonalnego zachowania: pacjent, to pacjent, a nie partner do pyskówek. Spokój mnie uratował. I tą kobietę w pewnej mierze też. Bo korciło mnie nieco, żeby w obliczu tak skrajnego pośpiechu, zdecydowanie podkręcić tempo zabiegu. Akurat tak żeby pani zobaczyła jaśniejące gwiazdy wśród godzin południa. Istniała taka możliwość i poza znaczną bolesnością, nie groziła żadnym uszczerbkiem dla zdrowia, bowiem mocno bolący zastrzyk, podany szybko, zadziała identycznie, jak zrobiony bardzo powoli i z wyczuciem. Ale się opamiętałam. Prochem jestem i w proch się obrócę, ale po co mam później pokutować za takie drobiazgi. Byłam oficjalnie uprzejma i delikatna, a pani i tak wyszła z mojego gabinetu złorzecząc całemu światu. Czasem żeby odnieść zwycięstwo, wystarczy przyjrzeć się całej sytuacji z boku i litościwie uśmiechnąć.
Gdy zaś wracałam do domu, mój samochód na mnie nakrzyczał, że ma awarię świateł mijania, bo mu się żarówka przepaliła. Zajechałam do serwisu i kupiłam najdroższą żarówkę w życiu. Okazało się, że żeby wymienić to ustrojstwo, trzeba odkręcić cały przedni reflektor. Nie umiem odkręcać reflektorów, nie czyniąc im przy tym żadnej krzywdy. Ale w serwisie i owszem, umieli. Moja czerwona rakieta, po tej operacji odzyskała wzrok, a ja lekkość bytu. I kieszeni.
Ale, tak ogólnie, życie jest zajmująco piękne. Bo Aleksik jest bezpieczny.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter, lucjan123, Marmotka, MB&Ofelia i 49 gości