Koniczynka47 pisze: Polecam, Storat i inne organizacje np PCK szkolące psy do odnajdywania osób zaginionych potrzebują stale "świeżej krwi, a raczej zapachu" do manewrów.
ciekawe, rozejrzę się
Ja nie mam całkiem pomysłu jak można by zabezpieczyć w testamencie np psa. Mam wspólność w domku jednorodzinnym (współwłasność łączna 3 osoby) ale w nim nie mieszkam i mieszkać nie będę, wiec to raczej kwestia pieniędzy ze sprzedaży (kiedyś tam w nieodgadnionej przyszłości) dla mnie czy spadkobierców Czyli wpisanie służebności w księgę wieczystą nic by nie dało, bo i tak psa tam nie ma. I nie zależy mi, żeby był.
Ale jak to zrobić, żeby np do psa przypisać jakąś sumę pieniędzy pod warunkiem opiekowania się nim ? Tak żeby praktycznie pies mógł odziedziczyć przypisaną do niego sumę pieniędzy. Psa bym pewnie mogła zapisać konkretnej osobie zapisem windykacyjnym. I do tego polecenie dla tej osoby?
Albo założyć fundację

i psa i zapis i polecenie na fundację.
To takie rozważania teoretyczne, bo raczej przeżyję swojego psa (ale nigdy nie wiadomo). Poza tym nie mam sumy pieniędzy, którą mogłabym komuś zapisać, no chyba że nastąpi sprzedaż tego domu, w którym mam współwłasność

.
Obecnie dziedziczą po mnie dzieci i mąż. i to mi nie przeszkadza, ale to nic nie zabezpiecza dla psa. Mam ubezpieczenie na wypadek śmierci, takie całkiem przeciętne, ale jest szansa na wypłatę na ten pierwszy najtrudniejszy moment, ale to tez psa tylko pozornie zabezpiecza.
Mój mąż się od razu denerwuje, jak wchodzę na takie tematy, a to przecież bardzo ciekawe sprawy jak zabezpieczyć psu, po swojej śmierci, porcje wołowiny codziennie i jeden porządny spacer też codziennie. Nikt by psa z mieszkania nie wyrzucił (przynajmniej na początku) ale ta wołowina i codzienne porządne spacery to już raczej mało prawdopodobne.
Ja tez lubię jak coś się dzieje. Przeważnie po południu nie chce mi się wcale wychodzić z psami, ale jak już wyjdę i idziemy szybko, to od razu czuje przypływ energii.
Wczoraj byliśmy na wspólnym spacerze w parku z zaprzyjaźnionym akitą (na smyczach). Caillou go bardzo lubi, i zawsze mu buziaczki daje, jak się widzą (z wzajemnością). Caillou przy nim wygląda jak jego córeczka ( są bardzo podobne,z budowy ciała i ten ogonek zakręcony).
Sweetie się akity boi troszkę, ale ładnie szła i była bardzo zainteresowana spacerem. Nie było buziaczków z akitą, ani obwąchiwania, ale żadnego warczenia czy czegoś w tym stylu tez nie.
Jak się Cailloiu wita z jakimś psem znajomym, wszystkie psy na smyczy, to Sweetie łapie Caillou za sierść na karku i odciąga od psa. Z zazdrości? Dziwnie to wygląda. Może wtedy kazać Sweetie siadać?
Zaczęłam tak robić jak wyczytałam w książkach z wychodzeniem psów, że psy mają przed wyjściem podejść usiąść. ja im zakładam szelki. Itd. Przedtem po prostu podchodziłam do nich i zakładam im szelki.
Siadanie okazało się niepraktyczne, bo ciężko szelki zapiąć. Więc wołam psy, Caillou przychodzi natychmiast, zakładam jej szelki, ale Sweetie natychmiast znika. I się okazało, że ona strasznie się boi zakładania szelek, chociaż jednocześnie bardzo pragnie iść na spacer.
Sweetie zawsze przyjdzie na zawołanie, ale nie wtedy gdy mam szelki w ręce. Stoi blisko, macha ogonem, przeprasza, ale nie podejdzie. nawet na smaczka. Wczoraj położyłam szelki na podłodze, i na szelkach smaczka , powiedziałam do Sweetie "weź" i tez nie podeszła do szelek, nawet jak odeszłam.
Ale Caillou chętnie podeszła i zjadła smaczka

.
Ale jak już byłam przy drzwiach, w butach, z Caillou na smyczy, to Sweetie przybiegła, głowa opuszczona, ogon opuszczony, ale bardzo chciała iść na spacer. Założyłam szelki bez problemu.
Nie wynika żeby było jej w szelkach niewygodnie, samo zakładanie jest jakoś dla niej nieprzyjemne. Mam wrażanie, że ona bardzo się cieszy ze spaceru i bardzo sie boi jednocześnie wychodzić z bezpiecznego domu.
Czytam książki o psach. Mrzewińską. Stanley Coren -mam kilka.
Sam wychowasz swego psa i
Drugi koniec smyczy. Jak kształtować więź z psem –
Patricia Mc Connell pożyczyłam wczoraj. W pewnym sensie w każdej jest napisane to samo. Ale wczoraj zauważyłam, że w każdej prawie jest napisane, żeby nie powtarzać poleceń, a ja powtarzam jak papug
Czy Twój kakadu gada ?
Moje koty uwielbiają żółty ser.

Ryjek weźmie go z ręki, więc da się z nim ćwiczyć. Można go tez dotknąc jednym palcem. To będzie tez dobre na oswajanie ćwiczenie.
Ta pani, która napisała
Najpierw wytresuj kurczaka napisała tez książkę o klikerze. Postaram się obie przeczytać. Czytałam opisy/opinie dotyczące książki o kurczaku, i myślę, że w jakiś stopniu pewnie chyba i ja stosuje/stosowałam takie metody, oczywiscie bez klikera

, wobec własnych dzieci.
Kary wobec dzieci słabo działają, i są bardzo czasochłonne/meczące , przy czym nie mam na myśli wcale kar fizycznych. Metody oparte na motywacji, wzmocnieniu pozytywnym, nagradzaniu bardzo dobrze działają na dzieci. ( Młody mówi, że on skończył 13 lat i już nie jest dzieckiem

ale metody i tak działają )