» Czw wrz 15, 2016 22:06
Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą
Tak, ten film jest bardzo wzruszający i do oglądania trzeba koniecznie przygotować paczkę chusteczek. Ale pomaga przypomnieć sobie własne, najlepsze wspomnienia.
Maurycy, to był kot mojego życia. Ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej kochał właśnie mnie. Nikt, nigdy nie kochał mnie tak intensywnie, jak on. Z pełnym oddaniem, bezwarunkowo i czule. Czekał przy drzwiach, gdy wchodziłam do domu, wracając z pracy. Gdy tylko na chwilkę usiadłam, od razu wskakiwał mi na kolana. Gdy się położyłam, od razu przybiegał, zwijał się w szaro - prążkowany kłębuszek i mruczał, aż do zaśnięcia. Cudnie się bawił i dużo psocił. Czasem miał fazę i latał po domu, jak szalony z ogonem na baczność. Potrafił otwierać wszystkie klamki w domu i spać na skrzydle drzwi do salonu. Polował na piłkarzy w telewizji. Uwielbiał obserwować prze okno gołębie i szczękał na nie zębami. Miał piękną, miękką sierść i niesamowite, zielone oczy. Był stałym i niezmiennym członkiem mojej rodziny. A mnie wydawało się, że tak będzie zawsze. Nie chciałam myśleć o upływie czasu, ani o tym, że dla Maurycego ten czas płynie zupełnie inaczej. Może gdybym była świadoma tego, jaki on jest kruchutki, byłabym dla niego lepsza, niż byłam. Może bym mu bardziej dogadzała, staranniej bym się nim opiekowała. Może mielibyśmy jeszcze drugiego kota, żeby on nie zostawał w domu sam. Może wtedy jego życie byłoby lepsze. Ale nigdy się tego nie dowiem i nie zmienię z przeszłości, ani jednej kropki. Maurycy zawsze był moim ukochanym skarbem, ale nie uświadamiałam sobie wielu spraw. Nie czytałam książek o kocich zwyczajach i potrzebach. Kochałam go instynktownie. Ale nie próbowałam nauczyć go korzystania z drapaka, za to bywało, że czułam irytację, gdy on darł meble. Do głowy by mi nie przyszło kupowanie drapaka dla kota za tysiąc złotych. Nie miałam pojęcia o kocimiętce. Za rzadko chodziłam z nim na kontrolę do weterynarza. Jak wszyscy w domu się smarkali, to on też kichał. Nam przechodziło samo i jemu też. Zaniepokoiłam się, gdy zaczął dużo sikać i mało jeść. Schudł. Myślałam, że na starość zrobił się wybredny i zaczęłam mu kupować coraz to lepsze i droższe karmy w Kakadu. Jak trafiliśmy do weterynarza, to po pobraniu krwi od razu padła diagnoza niewydolności nerek. Zaczęły się kroplówki, żeby obniżyć poziom mocznika i kreatyniny. Między łopatkami zrobić namiocik ze skóry i wbić igłę w trójkącik, ostrzem w stronę głowy. Podgrzewać butelki z płynem żeby było mniej nieprzyjemnie. Nie używać siódemek, bo przez cienką igłę wolno kapie i kot się denerwuje. Jednorazowo podać do stu dwudziestu mililitrów. Przyniosłam sól fizjologiczną i płyn Ringera z oddziału na którym kiedyś pracowałam. Tak płakałam, że dali mi cały wór na zapas żeby mi nie zabrakło. I w razie czego, kazali przyjść po następny transport. Kłułam mnóstwo ludzi i nigdy mnie to nie bolało. Ale gdy igła miała przebić jego skórę, to siłą woli zmuszałam ręce żeby robiły to, co trzeba. Wolałabym zdecydowanie wbijać te igły we własne ciało, tyle, że jemu by to nie pomogło. A ja pragnęłam najbardziej na świecie żeby on żył, bo nie wyobrażałam sobie tego świata bez Maurycego. Jak on nie znosił podawania leków do buzi... To było dla niego okropne. Ale proszki trzeba było łykać bez względu na upodobania, bo niosły nadzieję na poprawę i stabilizację. Trzeba było dbać żeby w jedzeniu miał niski poziom fosforu. Tylko, że on wcale nie chciał jeść, a karmiony - wymiotował. Czasem przychodziły dni, że czuł się jakby trochę lepiej. I jadł. Jak sam przychodził do miski, dzieci zamierały w bezruchu i ciszy żeby jakimś nagłym gestem, czy dźwiękiem go nie spłoszyć. Jacy my wszyscy byliśmy szczęśliwi, jak Maurycy jadł. Siedzieliśmy i patrzyliśmy w napięciu jak urzeczeni i kibicowaliśmy każdemu kawałeczkowi karmy, który został połknięty. To były chwile niesamowitej ulgi. Do dzisiaj lubię przyglądać się, jak koty jedzą, bo pokarm podtrzymuje życie. Serca wzbierały nam nadzieją, że może on na dłużej będzie zdrowszy. I wtedy najpierw przychodziły lepsze wyniki, a niedługo potem kolejne pogorszenie. Taka huśtawka, od której można zwariować. Równia pochyła. Gdy zaczął wymiotować wydzieliną zawierającą krew, powtórzyliśmy USG i wszystkie inne badania i zrobiliśmy rentgen. To miał być pasaż przewodu pokarmowego po podaniu kontrastu. Ale kontrastu Maurycy nigdy nie dostał, bo na zdjęciu kontrolnym widoczne były ściany jelit. Miały po cztery milimetry grubości. IBD. Przez takie jelito substancje pokarmowe nie mogły się normalnie wchłaniać. Maurycy umierał z głodu, nawet wówczas, gdy jadł. Tak choroba to wyrok śmierci. Nie pytałam, dlaczego akurat nam się to przytrafiło, bo dlaczego miałoby zgnębić kogoś innego, a nas ominąć. Nie miałam żalu do Boga, ani nie postrzegałam tej choroby, jako kary. Po prostu Maurycy był istotą żyjącą i miał prawo zachorować. Poza tym był już staruszkiem: miał piętnaście lat. A zarówno starsi ludzie, jak i starsze koty są bardziej podatne na wszelkie schorzenia. Niełatwo przyszło mi się pogodzić z rychłym końcem kociego życia, chociaż miałam świadomość tego, że dużo czasu nam już nie zostało. Maurycy przez całe życie ze mną lub na mnie spał, ale gdy czuł się źle, izolował się na krześle, wstawionym siedziskiem pod stół w salonie. Gdy go stamtąd wyciągałam na namawianie do jedzenia, pozwalał się łagodnie i miękko wziąć na ręce. Ale gdy miałam zamiar zabrać go do weta, trzymał się tapicerki pazurkami tak mocno, jakby miał zamiar jechać z krzesłem. Zawsze wiedział, co ja kombinuję i nigdy nie zdarzyło mu się pomylić. TŻ nie żałował forsy. Wziął więcej korepetycji i podbierał uciułane oszczędności, bo na leczenie weterynaryjne szło ponad dwa tysiące miesięcznie. Nasze potrzeby zeszły na dalszy plan. Chleb z masłem i marmoladą, albo mortadelą był pyszny i moglibyśmy to jeść latami, byleby tylko można było kupić Maurycemu życie. Ale życie nie jest na sprzedaż. Jest łaską daną nam tylko na jakiś czas. Jest testem lub sprawdzianem tego, ile jesteśmy warci. Dzieci przestały potrzebować czegokolwiek. Julek z Pawłem rozpruwali swoje skarbonki i oddawali otrzymane od dziadków pieniądze. "Masz mamo, to na weterynarza dla Maurycego". "Możesz mi kupić na prezent tabletki dla Maurycego?". Najgorsze były ich łzy, a płakali często głośnym, nieutulonym płaczem z głębi duszy, czasem po dwie godziny. "Ja nie chcę żeby Maurycy umierał". A on gasł powoli, chociaż wetka nam obiecywała jeszcze sporo czasu, może rok. Dziś myślę, że nas zwodziła, bo z czegoś w końcu musi żyć. Gdy Maurycy do mnie przychodził, przytulałam go tak żeby moja ręka dotykała jego klatki piersiowej i tak sobie leżeliśmy. Był taki drobniutki i ciepły. I pachniał cudownie moim ukochanym kotem. Kiedy mruczał, czułam wibracje, ale gdy zasnął głęboko, wyczuwałam bicie jego serca. To była czysta kontemplacja. Mistyka. Byłam wtedy absolutnie szczęśliwa. Nie liczyła się przeszłość, ani przyszłość, tylko chwila obecna, która trwała długim "teraz". Czasem godzinami nie spałam w nocy, tylko delektowałam się bliskością Maurycego. I tym rytmem życia pod palcami, gdy on sobie taki ufny i odprężony spokojnie oddychał. Ładowałam akumulatory wspomnień, z których czerpię do dzisiaj. Mój mózg to nagrał i mogę to sobie odtworzyć, gdy zamknę powieki. Pamiętam układ prążków na futerku, białe wibrysy, puszek w uszach i różane wzorki na pościeli. Umarł na moich rękach, gdy jego życie stało się cierpieniem. Mimo wrzeszczącego sprzeciwu w duszy, uznałam, że on nie zasłużył sobie na męczarnie konania w mocznicy. Pamiętam chwilę, gdy jego serce zamilkło. Moje wtedy pękło na milion ostrych, raniących kawałków. Gdyby nie Gustawek, utonęlibyśmy w rozpaczy. Maurycy był najlepszym prezentem, jaki mi Pan Bóg sprawił, na całych piętnaście lat. Za jego życie w naszej rodzinie, mogę być tylko głęboko wdzięczna. I jestem. Nieugięcie wierzę, że przyjdzie chwila, gdy dane mi będzie jeszcze go przytulać. Choć to nie będę taka zwykła "ja", jaką jestem tutaj i teraz. Do dzisiaj mam zwyczaj słuchania, jak pracują serduszka moich dzieci i kotów. Wystarczy złapać słodziaka, rozłożyć go na kanapie i przytknąć ucho. Taka muzyka życia. Każdemu szczerze polecam.
Ostatnio edytowano Czw wrz 15, 2016 22:28 przez
lilianaj, łącznie edytowano 1 raz